Muzyka greckich cieni / Polska Sztuka Ludowa - Konteksty 2001 t.55 z.1-4
Dublin Core
Tytuł
Muzyka greckich cieni / Polska Sztuka Ludowa - Konteksty 2001 t.55 z.1-4
Opis
Polska Sztuka Ludowa - Konteksty 2001 t.55 z.1-4, s.452-454
Twórca
Czaja, Dariusz
Wydawca
Instytut Sztuki PAN
Data
2001
Relacja
oai:cyfrowaetnografia.pl:publication:3080
Format
application/pdf
Język
pol.
Identyfikator
oai:cyfrowaetnografia.pl:2884
PDF Text
Text
Dariusz Czaja • MUZYKA GRECKICH CIENI
DARIUSZ
CZAJA
Muzyka greckich
cieni
1.
Wedle starego dobrego banału, starożytni Grecy
wiedzieli o sobie bardzo dużo, z jednym wszakże wyjąt
kiem: że mianowicie są Starożytnymi Grekami. A prze
cież, zanim zastygli w szacowny monument, zanim za
mienili się w stateczny rozdział historii powszechnej,
byli, choć trudno czasem w to uwierzyć, żywymi ludź
mi: jedli, popijali, śpiewali, tańczyli, uprawiali miłość,
modlili się. Wytrwale zgłębiali sekrety namiętności
i tajemnicę pojedynczej egzystencji, starali się opisać
sens różnicy między światem śmiertelnych a bogami,
którzy byli dmbrotoi, nieśmiertelni. T o więc my, dzisiej
si, żyjący, rozprawiamy o nich, martwych, o ich staro
żytnej starożytności. O n i zaś, zostawiwszy nam swoje
kamienie, teksty i inskrypcje, taktownie milczą. Stali
się, jak to z nie zawsze uświadamianą dwuznacznością
powiadamy: p r z e d m i o t e m naszych studiów. Doj
mujący brak symetrii. Ale chociaż prawdą jest, że to
my ich czytamy czy nie jest też tak że w jakiś sposób
oni również czytają nas? Czy nie jest trafna teza że co
prawda to żywi studiują martwych ale że ci ostatni
przynoszą nam lustto w którym możemy się przejrzeć?
Bywa że to my jesteśmy materią ich dzieł
O dawnych Grekach wiemy coraz więcej, półki zawie
rające studia i rozprawy o greckim antyku wciąż wydłu
żają się. Wiele zagadek rozwiązano, teksty uznane nie
gdyś za nieme, zaczęły mówić. Z poznawczego punktu wi
dzenia pozostaje wszakże jeden fundamentalny dylemat,
którego nie rozwiążą najbardziej wyrafinowane techniki
badawcze. Nie wiemy i nie dowiemy się już (przynajmniej
w tym życiu), jak mówili starożytni Grecy, jak śpiewali,
jak brzmiały ich instrumenty. Zostały nam po nich tylko
teksty, tzeźby i architektura. Fonię wyłączono na amen.
Tajemnicę żywego głosu i dźwięku zabrali ze sobą do gro
bu. I żadne narzędzia archeologiczne nie sprawią, że wy
kopany trup starożytnego Greka przemówi do nas, że „da
głos". Kości nie potrafią śpiewać.
• - 2. •
jeśli uprzytomnić sobie ten oczywisty fakt, można
zrozumieć skalę trudności, z jakimi przyszło się zmie
rzyć Maciejowi Rychłemu, prawdziwemu sprawcy pły
ty Metamorfozy. Musie of Ancient Greece. Musiał on,
452
mając za współtwórców aktorów „Gardzienic", nie tyl
ko rekonstruować i uzupełniać okruchy istniejących
muzycznych zapisów (a czasem także dopisywać nową
„grecką" muzykę), przede wszystkim musiał mieć prze- i
konującą w i z j ę całościowego brzmienia, musiał usły
szeć tę muzykę w sobie tak, by przemienić ją w rilkeański „słyszalny krajobraz". Mówiąc krótko: trzeba było
mieć pomysł jak ożywić trupa, jak, najzupełniej do
słownie, ucieleśnić go, a więc zaopatrzyć go w gardło,
język i usta, by mógł śpiewać, dodać sprawne ręce, by
mogły zabrzmieć harfy, flety i bębny. Słuchając kilka
krotnie Metamorfoz nie mam wątpliwości, że wielce ry
zykowny u swych początków pomysł powiódł się. Zda
rzył się cud. T r u p ożył. N a płycie śpiewa, krzyczy, szep
cze, dyszy, potrąca struny harfy, bębni, wydobywa
dźwięki z fletu. Ta muzyka oddycha Grecją.
Są na tej płycie obecne dwa bieguny starogreckiej
muzyki. Jest i apolliński spokój, muzyka przeniknięta
miarą, przemieniająca rzeczywistość w kosmiczny ład
i dionizyjska furia, wypływająca gdzieś z ciemnych, bez-rozumnych źródeł psyche. Najciekawsze, obdarzone naj
większą energią wydały m i się te rekonstrukcje i orygi
nalne kompozycje Rychłego, w których do głosu docho
dzi żywioł dionizyjski. A więc te miejsca, w których
opuszczamy podręcznik z wizją Grecji harmonijnej, ja
snej i słonecznej, a wstępujemy w świat chaosu, dzikiego
szaleństwa i frenetycznego uniesienia. Może w tych
utworach najbardziej słychać odległy idiom muzyczny
greckiego antyku. T o w sekundowych i trytonowych
tarciach, to w obsesyjnej nieparzystej rytmice mieści się
niedyskursywna wiedza o tym, czym mogła być grecka
mania. T o w tych, obco brzmiących dla dzisiejszego ucha
skalach, lepiej zaczynamy rozumieć spazm, szaleństwo
gniew śmiech i rozpacz bohaterów tragicznych Złorze
czenia Medei czy skargę Orestesa Słuchając finałowego
Euoi Bakchai łatwiej pojąć co miał na myśli Nietzsche
pisząc o żywiole dionizyjskim Śpiewając i tańcząc uka
zuje się człowiek jako członek wyższej wspólnoty — od
uczył sie chodzić i mówić i zaraz wzięci tańcząc w nowie
trze" (Narodziny tragedii z ducha muzyki)
-
N o dobrze, ale skąd wiemy, że to, co słychać na pły
cie jest z ducha greckiego poczęte? Co pozwala twier
dzić, że oto słychać grecką muzykę w formie, w jakiej
mogła ona brzmieć niegdyś? Profesor Jerzy Danielewicz,
jeden z konsultantów uczestniczących żywo przy po
wstawaniu Metamorfoz pisze w książeczce dołączonej do
płyty: „Oto spełnia się marzenie miłośników starożytno
ści: usłyszenia pokaźnej liczby fragmentów muzyki staro
greckiej w jej autentycznym i pełnym (choć z konieczno
ści częściowo odtworzonym) brzmieniu (...)". Trudno
nie mieć wątpliwości, kiedy czyta się o owym „auten
tycznym brzmieniu"... K t o i kiedy słyszał autentyczne
Dariusz Czaja • MUZYKA GRECKICH CIENI
d-
wykonanie antycznej greckiej muzyki i co by to miało
znaczyć? Czy zatem mówienie o w r a ż e n i u autentycz
ności jest pozbawione sensu? Sprawa zdaje się nieco bar
dziej skomplikowana. Konieczny będzie krótki ekskurs
w obszar wykonawstwa muzyki dawnej.
w źle zrozumianą wierność wobec dzieła. Także sam
Monteverdi tego nie chce, jest przecież muzykiem
z k r w i i kości, jest Włochem. Proszę więc wyzbyć się
obaw przed vibrato, przed ożywieniem, przed subiek
tywnością, przed gorącym, śródziemnomorskim powie
trzem, natomiast l ę k a ć się bardzo chłodu, puryzmu,
«historyzmu». Musimy zrozumieć prawdziwe intencje
muzyczne Monteverdiego i umieć oddać j e w posta
c i żywej m u z y k i . Jako muzycy musimy próbować zo
baczyć na nowo to, co w Monteverdim było i na za
wsze pozostanie aktualne, ożywić to z powrotem,
odtworzyć zgodnie z naszym sposobem odczuwadwudziestowieczną mentalnością (...)"
(Dialog
podkr. D C ) . Wiedza? Jak najbar
Mam w swojej płytotece pięć różnych nagrań Vespro
delia Beata Vergine Claudio Monteverdiego. Co jakiś
czas słucham, porównuję. Z braku miejsca, w ich opi
sie pozostańmy na poziomie przymiotników. Parrott gtzeczny, nie nachalny, Christie - precyzyjny i eleganc
ki, Jacobs - muzykalny, finezyjny, Savall - soczysty,
wyrównany, znakomicie brzmiący, Harnoncourt - żar
liwy, liryczny, drapieżny, monumentalny, ekstatyczny.
Które z nagrań jest „najlepsze"? W którym Montever
di brzmi „najprawdziwiej"? W którym muzyka najbar¬
dziej przemawia do serca i wyobraźni? Nigdy nie mia
łem wątpliwości: nagranie Harnoncourta z Concentus
Musicus nie ma sobie równych. Czy inne są złe? Wolne
żarty! Każde ze wspomnianych nagrań ma swoje nieza
przeczalne zalety (są wcale liczni i nieprzejednani entu
zjaści wykonania Savalla, a istnieją przecież jeszcze na
grania Junghanela, Berniusa czy Rademanna), ale tyl
ko słuchając Harnoncourta odnoszę wrażenie że słyszę
prawdziwego" Monteverdiego że głębia i geniusz tej
muzyki dopiero w nagraniu austriackiego dyrygenta
objawiają się w pełni K t o usłyszał raz Gloria Patris z tej
płyty ten już zawsze będzie wiedział co znaczy werty
kalny wymiar muzyki Rekonstrukcja i wykonanie Har
noncourtanie należą (tylko) do faktów z dziedziny m u
dziej. A l e bez uwewnętrznienia tej muzyki, bez nasyce
nia jej własnymi emocjami, do grania zostają tylko nu
ty. Efektem jest solenna i nudna jak flaki z olejem mu
zykologiczna poprawność.
4.
Powróćmy zatem do nagrania Metamorfoz. Czy mu
zyka tam pomieszczona, to „prawdziwe" dźwięki staro
żytnej Grecji? Czy tak właśnie ona brzmiała? Czy tak ją
wykonywano? Kwestie nierozstrzygalne z powodów
wskazanych wyżej. Skądinąd sam Maciej Rychły nie
ma złudzeń: „Nie uważam mojej pracy za rekonstruk
cję. Rekonstrukcja jest t u po prostu niemożliwa. Nie
twierdzę, że tak brzmiała muzyka antyku". Powiedzmy
przy tym, że kompozytor-rekonstruktot miał t u o wiele
trudniejsze zadanie, niż muzykolog-wykonawca muzyki
dawnej dysponujący często pełną, bądź prawie pełną
partyturą utworu, nierzadko też mający dostęp do trak
tatów muzykologicznych z epoki. Tutaj z paru nut,
z domysłów i domniemań, została wyczarowana
ż y w a muzyczna rzeczywistość. Może więc zamiast zO"
bowiązującego pojęcia rekonstrukcji, lepiej byłoby uży
wać w t y m przypadku pojęcia i n s p i r a c j i , tym bar
dziej że w jego etymologii pobrzmiewa niejasno tak
ważna dla twórców gardzienickiego nagrania idea
przywracania życia ożywiania re-animacji (łac inspl
rare — dąć w coś nadymać natchnąć)
rłr\ nnflimat-nlnoii TY\
J n ym i
znac zn i e ' wiecei
ę j n iz' nodb
p
udo wana m uzyk o l ogez
racjami „gra na autentycznych instrumentach, w zgo• z praIn/k
• kusprawie
: d zie
ty ą wyk onawczą epo k i" . A le ja
Gliwic racjonalnieswoją tezę. Uczywiscie, można by
znaleźć naprędce kilka argumentów, ogromna tempe¬
ratura nagrania wynikająca z rejestracji Iwe, wspaniale
wygrana przestrzenność chorow, świetnie brzmiąca
sekcja dęta, eteryczne głosy i olzer Knabenchor, oszala
ły Kurt bąuiluz, i t d itd. A l e czy te argumenty mają
moc zniewalającą. Uczywiscie, nie. Jak zawsze w tego
typu rozważaniach, argumentem ostatecznym i rozsttzygającym pozostaje, bo pozostać musi: podbudowa
na wiedzą intuicja.
Myślę jednak, że tym, co najbardziej zniewalające
w rejestracji Vespro przez Harnoncourta jest - trudno
tego nie usłyszeć - jego emocjonalny, niezwykle osobi
sty stosunek do arcydzieła Monteverdiego. Nic z muzy
kologicznej pedanterii, raczej akcent na walory ekspre
syjne i żywość przekazu. W uwagach na temat wyko
nawstwa muzyki Monteverdiego pisał Harnoncourt:
„Oczywiście pragniemy posiąść znajomość ówczesnej
praktyki wykonawczej, poznać warunki, w jakich wy
konywane były utwory Monteverdiego, ale nie chcemy
popaść w fałszywy puryzm., w fałszywy obiektywizm,
Kompozytot nie twierdzi, że zdeszyfrował muzykę
greckiej starożytności. Nie udaje Greka. Zaprasza ra
czej słuchacza do imaginacyjnej podróży w świat grec
kiej fonosfery przefiltrowanej przez wrażliwość współ
czesnego muzyka. Słuchając płyty obcujemy tedy
z „muzykologią światów możliwych", wobec których
najbardziej stosowna wydaje się kategoria prawdopo
dobieństwa, a nie prawdy czy autentyczności.
Ważne jest co innego. Niezależnie od opinii fachow
ców, którzy - nie da się wykluczyć - zaczną precyzyjnie
odmierzać linijką odległość jaka dzieli muzykę Meta
morfoz od domniemanej Prawdy Historycznej, ten mu
zyczny projekt jest przekonujący. Ta muzyka pulsuje,
453
Dariusz Czaja • MUZYKA GRECKICH CIENI
Metamorfozy.
Fot. Zbigniew Bielawka
tętni, ściera się w dysonansowych współbrzmieniach.
Naprawdę żyje.
Nie dysponujemy, jak dotąd, wehikułem czasu. Nie
dowiemy się już jak rzeczywiście btzmiała muzyka
Monteverdiego, muzyka średniowieczna, a tym bar
dziej muzyka starogrecka. W naszym odniesieniu do
minionych tradycji duchowych zawsze będziemy skaza
n i na niebezpieczeństwa dwóch skrajnych postaw, za
wsze będziemy musieli dryfować między naiwnością
kustosza-archiwisty, wierzącego, że możliwe jest niekonfliktowe ustalenie „jak to było naprawdę" a swawo
lą badacza-prezentysty, który nie licząc się zupełnie
z oporem materii, wpisuje w historyczny przekaz głów¬
nie własne projekcje. Co lepsze? Jeszcze raz Harnoncourt: „Z dwojga złego lepsze są już wykonania historycz
nie całkiem fałszywe, ale żywe muzycznie" (Muzyk
mową dźwięków). W miejsce archiwalnej martwoty,
w miejsce złudy autentyzmu, hermeneutyczne z ducha,
twórcze p t z y s w o j e n i e . D o takiego właśnie mode
lu czytania znaków przeszłości bez wątpienia należą
gardzienickie Metamorfozy.
' „Lękać się chłodu...", przestrzegał Harnoncourt. Co
jak co, ale zmora zimnej muzykologicznej poprawności
i pedantycznego historyzmu temu nagraniu nie grozi, j
DARIUSZ
CZAJA
Muzyka greckich
cieni
1.
Wedle starego dobrego banału, starożytni Grecy
wiedzieli o sobie bardzo dużo, z jednym wszakże wyjąt
kiem: że mianowicie są Starożytnymi Grekami. A prze
cież, zanim zastygli w szacowny monument, zanim za
mienili się w stateczny rozdział historii powszechnej,
byli, choć trudno czasem w to uwierzyć, żywymi ludź
mi: jedli, popijali, śpiewali, tańczyli, uprawiali miłość,
modlili się. Wytrwale zgłębiali sekrety namiętności
i tajemnicę pojedynczej egzystencji, starali się opisać
sens różnicy między światem śmiertelnych a bogami,
którzy byli dmbrotoi, nieśmiertelni. T o więc my, dzisiej
si, żyjący, rozprawiamy o nich, martwych, o ich staro
żytnej starożytności. O n i zaś, zostawiwszy nam swoje
kamienie, teksty i inskrypcje, taktownie milczą. Stali
się, jak to z nie zawsze uświadamianą dwuznacznością
powiadamy: p r z e d m i o t e m naszych studiów. Doj
mujący brak symetrii. Ale chociaż prawdą jest, że to
my ich czytamy czy nie jest też tak że w jakiś sposób
oni również czytają nas? Czy nie jest trafna teza że co
prawda to żywi studiują martwych ale że ci ostatni
przynoszą nam lustto w którym możemy się przejrzeć?
Bywa że to my jesteśmy materią ich dzieł
O dawnych Grekach wiemy coraz więcej, półki zawie
rające studia i rozprawy o greckim antyku wciąż wydłu
żają się. Wiele zagadek rozwiązano, teksty uznane nie
gdyś za nieme, zaczęły mówić. Z poznawczego punktu wi
dzenia pozostaje wszakże jeden fundamentalny dylemat,
którego nie rozwiążą najbardziej wyrafinowane techniki
badawcze. Nie wiemy i nie dowiemy się już (przynajmniej
w tym życiu), jak mówili starożytni Grecy, jak śpiewali,
jak brzmiały ich instrumenty. Zostały nam po nich tylko
teksty, tzeźby i architektura. Fonię wyłączono na amen.
Tajemnicę żywego głosu i dźwięku zabrali ze sobą do gro
bu. I żadne narzędzia archeologiczne nie sprawią, że wy
kopany trup starożytnego Greka przemówi do nas, że „da
głos". Kości nie potrafią śpiewać.
• - 2. •
jeśli uprzytomnić sobie ten oczywisty fakt, można
zrozumieć skalę trudności, z jakimi przyszło się zmie
rzyć Maciejowi Rychłemu, prawdziwemu sprawcy pły
ty Metamorfozy. Musie of Ancient Greece. Musiał on,
452
mając za współtwórców aktorów „Gardzienic", nie tyl
ko rekonstruować i uzupełniać okruchy istniejących
muzycznych zapisów (a czasem także dopisywać nową
„grecką" muzykę), przede wszystkim musiał mieć prze- i
konującą w i z j ę całościowego brzmienia, musiał usły
szeć tę muzykę w sobie tak, by przemienić ją w rilkeański „słyszalny krajobraz". Mówiąc krótko: trzeba było
mieć pomysł jak ożywić trupa, jak, najzupełniej do
słownie, ucieleśnić go, a więc zaopatrzyć go w gardło,
język i usta, by mógł śpiewać, dodać sprawne ręce, by
mogły zabrzmieć harfy, flety i bębny. Słuchając kilka
krotnie Metamorfoz nie mam wątpliwości, że wielce ry
zykowny u swych początków pomysł powiódł się. Zda
rzył się cud. T r u p ożył. N a płycie śpiewa, krzyczy, szep
cze, dyszy, potrąca struny harfy, bębni, wydobywa
dźwięki z fletu. Ta muzyka oddycha Grecją.
Są na tej płycie obecne dwa bieguny starogreckiej
muzyki. Jest i apolliński spokój, muzyka przeniknięta
miarą, przemieniająca rzeczywistość w kosmiczny ład
i dionizyjska furia, wypływająca gdzieś z ciemnych, bez-rozumnych źródeł psyche. Najciekawsze, obdarzone naj
większą energią wydały m i się te rekonstrukcje i orygi
nalne kompozycje Rychłego, w których do głosu docho
dzi żywioł dionizyjski. A więc te miejsca, w których
opuszczamy podręcznik z wizją Grecji harmonijnej, ja
snej i słonecznej, a wstępujemy w świat chaosu, dzikiego
szaleństwa i frenetycznego uniesienia. Może w tych
utworach najbardziej słychać odległy idiom muzyczny
greckiego antyku. T o w sekundowych i trytonowych
tarciach, to w obsesyjnej nieparzystej rytmice mieści się
niedyskursywna wiedza o tym, czym mogła być grecka
mania. T o w tych, obco brzmiących dla dzisiejszego ucha
skalach, lepiej zaczynamy rozumieć spazm, szaleństwo
gniew śmiech i rozpacz bohaterów tragicznych Złorze
czenia Medei czy skargę Orestesa Słuchając finałowego
Euoi Bakchai łatwiej pojąć co miał na myśli Nietzsche
pisząc o żywiole dionizyjskim Śpiewając i tańcząc uka
zuje się człowiek jako członek wyższej wspólnoty — od
uczył sie chodzić i mówić i zaraz wzięci tańcząc w nowie
trze" (Narodziny tragedii z ducha muzyki)
-
N o dobrze, ale skąd wiemy, że to, co słychać na pły
cie jest z ducha greckiego poczęte? Co pozwala twier
dzić, że oto słychać grecką muzykę w formie, w jakiej
mogła ona brzmieć niegdyś? Profesor Jerzy Danielewicz,
jeden z konsultantów uczestniczących żywo przy po
wstawaniu Metamorfoz pisze w książeczce dołączonej do
płyty: „Oto spełnia się marzenie miłośników starożytno
ści: usłyszenia pokaźnej liczby fragmentów muzyki staro
greckiej w jej autentycznym i pełnym (choć z konieczno
ści częściowo odtworzonym) brzmieniu (...)". Trudno
nie mieć wątpliwości, kiedy czyta się o owym „auten
tycznym brzmieniu"... K t o i kiedy słyszał autentyczne
Dariusz Czaja • MUZYKA GRECKICH CIENI
d-
wykonanie antycznej greckiej muzyki i co by to miało
znaczyć? Czy zatem mówienie o w r a ż e n i u autentycz
ności jest pozbawione sensu? Sprawa zdaje się nieco bar
dziej skomplikowana. Konieczny będzie krótki ekskurs
w obszar wykonawstwa muzyki dawnej.
w źle zrozumianą wierność wobec dzieła. Także sam
Monteverdi tego nie chce, jest przecież muzykiem
z k r w i i kości, jest Włochem. Proszę więc wyzbyć się
obaw przed vibrato, przed ożywieniem, przed subiek
tywnością, przed gorącym, śródziemnomorskim powie
trzem, natomiast l ę k a ć się bardzo chłodu, puryzmu,
«historyzmu». Musimy zrozumieć prawdziwe intencje
muzyczne Monteverdiego i umieć oddać j e w posta
c i żywej m u z y k i . Jako muzycy musimy próbować zo
baczyć na nowo to, co w Monteverdim było i na za
wsze pozostanie aktualne, ożywić to z powrotem,
odtworzyć zgodnie z naszym sposobem odczuwadwudziestowieczną mentalnością (...)"
(Dialog
podkr. D C ) . Wiedza? Jak najbar
Mam w swojej płytotece pięć różnych nagrań Vespro
delia Beata Vergine Claudio Monteverdiego. Co jakiś
czas słucham, porównuję. Z braku miejsca, w ich opi
sie pozostańmy na poziomie przymiotników. Parrott gtzeczny, nie nachalny, Christie - precyzyjny i eleganc
ki, Jacobs - muzykalny, finezyjny, Savall - soczysty,
wyrównany, znakomicie brzmiący, Harnoncourt - żar
liwy, liryczny, drapieżny, monumentalny, ekstatyczny.
Które z nagrań jest „najlepsze"? W którym Montever
di brzmi „najprawdziwiej"? W którym muzyka najbar¬
dziej przemawia do serca i wyobraźni? Nigdy nie mia
łem wątpliwości: nagranie Harnoncourta z Concentus
Musicus nie ma sobie równych. Czy inne są złe? Wolne
żarty! Każde ze wspomnianych nagrań ma swoje nieza
przeczalne zalety (są wcale liczni i nieprzejednani entu
zjaści wykonania Savalla, a istnieją przecież jeszcze na
grania Junghanela, Berniusa czy Rademanna), ale tyl
ko słuchając Harnoncourta odnoszę wrażenie że słyszę
prawdziwego" Monteverdiego że głębia i geniusz tej
muzyki dopiero w nagraniu austriackiego dyrygenta
objawiają się w pełni K t o usłyszał raz Gloria Patris z tej
płyty ten już zawsze będzie wiedział co znaczy werty
kalny wymiar muzyki Rekonstrukcja i wykonanie Har
noncourtanie należą (tylko) do faktów z dziedziny m u
dziej. A l e bez uwewnętrznienia tej muzyki, bez nasyce
nia jej własnymi emocjami, do grania zostają tylko nu
ty. Efektem jest solenna i nudna jak flaki z olejem mu
zykologiczna poprawność.
4.
Powróćmy zatem do nagrania Metamorfoz. Czy mu
zyka tam pomieszczona, to „prawdziwe" dźwięki staro
żytnej Grecji? Czy tak właśnie ona brzmiała? Czy tak ją
wykonywano? Kwestie nierozstrzygalne z powodów
wskazanych wyżej. Skądinąd sam Maciej Rychły nie
ma złudzeń: „Nie uważam mojej pracy za rekonstruk
cję. Rekonstrukcja jest t u po prostu niemożliwa. Nie
twierdzę, że tak brzmiała muzyka antyku". Powiedzmy
przy tym, że kompozytor-rekonstruktot miał t u o wiele
trudniejsze zadanie, niż muzykolog-wykonawca muzyki
dawnej dysponujący często pełną, bądź prawie pełną
partyturą utworu, nierzadko też mający dostęp do trak
tatów muzykologicznych z epoki. Tutaj z paru nut,
z domysłów i domniemań, została wyczarowana
ż y w a muzyczna rzeczywistość. Może więc zamiast zO"
bowiązującego pojęcia rekonstrukcji, lepiej byłoby uży
wać w t y m przypadku pojęcia i n s p i r a c j i , tym bar
dziej że w jego etymologii pobrzmiewa niejasno tak
ważna dla twórców gardzienickiego nagrania idea
przywracania życia ożywiania re-animacji (łac inspl
rare — dąć w coś nadymać natchnąć)
rłr\ nnflimat-nlnoii TY\
J n ym i
znac zn i e ' wiecei
ę j n iz' nodb
p
udo wana m uzyk o l ogez
racjami „gra na autentycznych instrumentach, w zgo• z praIn/k
• kusprawie
: d zie
ty ą wyk onawczą epo k i" . A le ja
Gliwic racjonalnieswoją tezę. Uczywiscie, można by
znaleźć naprędce kilka argumentów, ogromna tempe¬
ratura nagrania wynikająca z rejestracji Iwe, wspaniale
wygrana przestrzenność chorow, świetnie brzmiąca
sekcja dęta, eteryczne głosy i olzer Knabenchor, oszala
ły Kurt bąuiluz, i t d itd. A l e czy te argumenty mają
moc zniewalającą. Uczywiscie, nie. Jak zawsze w tego
typu rozważaniach, argumentem ostatecznym i rozsttzygającym pozostaje, bo pozostać musi: podbudowa
na wiedzą intuicja.
Myślę jednak, że tym, co najbardziej zniewalające
w rejestracji Vespro przez Harnoncourta jest - trudno
tego nie usłyszeć - jego emocjonalny, niezwykle osobi
sty stosunek do arcydzieła Monteverdiego. Nic z muzy
kologicznej pedanterii, raczej akcent na walory ekspre
syjne i żywość przekazu. W uwagach na temat wyko
nawstwa muzyki Monteverdiego pisał Harnoncourt:
„Oczywiście pragniemy posiąść znajomość ówczesnej
praktyki wykonawczej, poznać warunki, w jakich wy
konywane były utwory Monteverdiego, ale nie chcemy
popaść w fałszywy puryzm., w fałszywy obiektywizm,
Kompozytot nie twierdzi, że zdeszyfrował muzykę
greckiej starożytności. Nie udaje Greka. Zaprasza ra
czej słuchacza do imaginacyjnej podróży w świat grec
kiej fonosfery przefiltrowanej przez wrażliwość współ
czesnego muzyka. Słuchając płyty obcujemy tedy
z „muzykologią światów możliwych", wobec których
najbardziej stosowna wydaje się kategoria prawdopo
dobieństwa, a nie prawdy czy autentyczności.
Ważne jest co innego. Niezależnie od opinii fachow
ców, którzy - nie da się wykluczyć - zaczną precyzyjnie
odmierzać linijką odległość jaka dzieli muzykę Meta
morfoz od domniemanej Prawdy Historycznej, ten mu
zyczny projekt jest przekonujący. Ta muzyka pulsuje,
453
Dariusz Czaja • MUZYKA GRECKICH CIENI
Metamorfozy.
Fot. Zbigniew Bielawka
tętni, ściera się w dysonansowych współbrzmieniach.
Naprawdę żyje.
Nie dysponujemy, jak dotąd, wehikułem czasu. Nie
dowiemy się już jak rzeczywiście btzmiała muzyka
Monteverdiego, muzyka średniowieczna, a tym bar
dziej muzyka starogrecka. W naszym odniesieniu do
minionych tradycji duchowych zawsze będziemy skaza
n i na niebezpieczeństwa dwóch skrajnych postaw, za
wsze będziemy musieli dryfować między naiwnością
kustosza-archiwisty, wierzącego, że możliwe jest niekonfliktowe ustalenie „jak to było naprawdę" a swawo
lą badacza-prezentysty, który nie licząc się zupełnie
z oporem materii, wpisuje w historyczny przekaz głów¬
nie własne projekcje. Co lepsze? Jeszcze raz Harnoncourt: „Z dwojga złego lepsze są już wykonania historycz
nie całkiem fałszywe, ale żywe muzycznie" (Muzyk
mową dźwięków). W miejsce archiwalnej martwoty,
w miejsce złudy autentyzmu, hermeneutyczne z ducha,
twórcze p t z y s w o j e n i e . D o takiego właśnie mode
lu czytania znaków przeszłości bez wątpienia należą
gardzienickie Metamorfozy.
' „Lękać się chłodu...", przestrzegał Harnoncourt. Co
jak co, ale zmora zimnej muzykologicznej poprawności
i pedantycznego historyzmu temu nagraniu nie grozi, j
Kolekcja
Cytat
Czaja, Dariusz, “Muzyka greckich cieni / Polska Sztuka Ludowa - Konteksty 2001 t.55 z.1-4,” Cyfrowa Etnografia, Dostęp 1 lipca 2022, https://cyfrowaetnografia.pl/items/show/11393.