-
https://cyfrowaetnografia.pl/files/original/1c23027889b78d3ace86be836bd0fce8.pdf
0339f4e0ec63346921697b58be99514d
Dublin Core
The Dublin Core metadata element set is common to all Omeka records, including items, files, and collections. For more information see, http://dublincore.org/documents/dces/.
Title
A name given to the resource
Barbarzyńca
Contributor
An entity responsible for making contributions to the resource
Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
Rights
Information about rights held in and over the resource
umowa licencyjna z Wydawcą
Language
A language of the resource
pol
Type
The nature or genre of the resource
czasopismo nieregularne
Text
A resource consisting primarily of words for reading. Examples include books, letters, dissertations, poems, newspapers, articles, archives of mailing lists. Note that facsimiles or images of texts are still of the genre Text.
Dublin Core
The Dublin Core metadata element set is common to all Omeka records, including items, files, and collections. For more information see, http://dublincore.org/documents/dces/.
Relation
A related resource
oai:cyfrowaetnografia.pl:publication:5557
Rights
Information about rights held in and over the resource
Licencja PIA
Date
A point or period of time associated with an event in the lifecycle of the resource
2005
Identifier
An unambiguous reference to the resource within a given context
oai:cyfrowaetnografia.pl:5167
Title
A name given to the resource
"Będzie polepszenie, będzie przedłużenie"/ Barbarzyńca 2005 (10)
Description
An account of the resource
Barbarzyńca - pismo antropologiczne, 2005 nr (10), s.25-31
Creator
An entity primarily responsible for making the resource
Czaja, Dariusz
Language
A language of the resource
pol
Publisher
An entity responsible for making the resource available
Stowarzyszenie Antropologiczne „Archipelagi Kultury”
Format
The file format, physical medium, or dimensions of the resource
application/pdf
PDF Text
Text capture metadata for PDF documents
Text
Mariusz Czaja
BĘDZIE P O L E P S Z E N I E , BĘDZIE PRZEDŁUŻENIE'
DYSKURS A P O K A L I P T Y C Z N Y W K U L T U R Z E
WSPÓŁCZESNEJ N A P R Z Y K Ł A D Z I E
SUWALSZCZYZNY
Stephen 0'Leary, wskazując na różnorodność prac po
święconych problemom stawianym przez dyskurs apokalip
tyczny, stwierdził, że tym, czego w nich brakuje, jest konse
kwentne podejście retoryczne. Amerykański badacz owemu
brakowi, jak się wydaje, w dużej mierze zaradził, m.in. pi
sząc Arguing the Apocalypse:
A Theory of
Millennial
Rhetoric, która nie tylko zdaniem piszącego jest jak dotąd
najlepszą pracą poświęconą apokalipsie rozumianej jako dys
kurs, który objawia czy ujawnia (gr. apokalyptein to właśnie
znaczy) wizję ostatecznego przeznaczenia ludzkości, przed
stawiając koniec świata połączony z sądem nad tąże ludz
kością . Jednakże teoretyczne ujęcie zaproponowane przez
0'Leary'ego, choć niesłychanie płodne, jeśli chodzi o anali
zę tekstów takich „apokaliptycznych retorów" jak religijni,
protestanccy pisarze William Miller i Hall Lindsey, zdaje się
nie uwzględniać w pełni istotnych wymiarów apokaliptycz
nego dyskursu, związanych z drugą jakby stroną medalu:
jego funkcjonowaniem w życiu tych, którzy stanowią „apo
kaliptyczną publiczność". Dlatego też zasadnym wydaje się
podjęcie próby uzupełnienia czy też modyfikacji tej koncep
cji poprzez zastosowanie takiego ujęcia, które ten właśnie
aspekt wyświetli w możliwie najpełniejszy sposób. Ujęciem
takim może być w opinii piszącego interpretatywna antropo
logia Clifforda Geertza, u podstaw której leży koncepcja kul
tury jako uporządkowanego systemu znaczeń i symboli,
w kategoriach którego ludzie interpretują swoje doświadcze
nie i kierują swoimi działaniami .
wienie, będzie przedłużenie", a czasem również z drugą czę
ścią: „Będzie pogorszenie, będzie przekroczenie". O jej po
pularności świadczy nie tylko częstotliwość, z jaką się poja
wia, ale także fakt, że jest ona przypisywana i Śybilli, i Matce
Boskiej, i Panu Jezusowi czy też w ogóle Biblii. Dlatego też
można zaryzykować tezę, że to w niej właśnie skupia się jak
w soczewce kanoniczna forma lokalnego dyskursu apoka
liptycznego . Jakie więc byłyby jego najistotniejsze cechy
w świetle tej formuły? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba
bliżej przyjrzeć się znaczeniu poszczególnych jej elementów.
Zasadniczym zadaniem, jakie Geertz postawił przed swoją
wersja antropologii, jest „zagęszczony opis" strumienia spo
łecznego dyskursu. I próba takiego właśnie opisu pewnego
lokalnego dyskursu apokaliptycznego dokonana zostanie
w niniejszym tekście. Zgodnie z postulatem Geertza będzie
to opis mikroskopijny, obejmujący kilka wsi znajdujących się
na terenie Suwalskiego Parku Krajobrazowego i jego otuli
ny. Jego podstawowym źródłem będą wywiady, jakie piszą
cy z pomocą grupy studentów przeprowadził z mieszkańca
mi tych terenów we wrześniu roku 2002.
O tym, czy w analizowanym dyskursie rzeczywiście mamy
do czynienia z teodycea za wcześnie jeszcze przesądzać,
ale problem związku zła i czasu w nim należy niewątpliwie
podjąć, bo zajmuje on tam dosyć poczesne miejsce.
Generalnie można powiedzieć, że teraźniejszość nie ma
najlepszej opinii wśród naszych rozmówców. Przeważają
takie stwierdzenia, jak: „Ta przemoc, ten wyzysk, to jest strasz
ne, co się dzieje teraz. Okropne", „Jest coraz gorzej, napa
dy, strzelaniny, mordy, gwałty", „Świat jest zły, zdegenerowany i wyzbyty ideałów. We współczesnym świecie tak na
prawdę liczą się jedynie pieniądze"; „Obecne czasy to są
okropne.", „Jest zło, ponieważ króluje ekspansja i niena
wiść."; „Teraz jest źle, tyle zawiści w ludziach, niechęci.",
„Teraz coraz więcej zła", „Wszędzie dzisiaj ta nienawiść, mię
dzy ojcem, synem, matką, córką". „A to samobójcy, morder
cy, przemocy to wkoło tyle jest, źle jest", „Wszędzie dużo
złych ludzi i bałagan. Jest teraz źle i nic nie poradzimy.",
„Obecnie naród jest zepsuty a przeważnie młodzież. Nie
róbstwo i wszystko, co złe bierze górę nad dobrem". To ne
gatywne nacechowanie teraźniejszości, przedstawianej jako
rzeczywistość opanowana niemal całkowicie przez zło, to
warzyszy z reguły jej kontrastowanie z przeszłością: „Ludzie
kiedyś byli lepsi. Teraz każdy dla siebie dobry jest, a dla kogo
innego to nie w i a d o m o " - mówi 81-letnia kobieta; „Wszę-
1
2
Nasi rozmówcy są właściwie współautorem tego tekstu i nie
raz użyczać mu będą swoich głosów, ale ze względu na przyjętą
zasadę ich anonimowości przedstawieni zostaną jedynie grupo
wo. Wyraźną większość (ok. 60 %) wśród nich stanowiły kobiety,
ponad połowę - osoby z wykształceniem podstawowym lub nie
pełnym podstawowym. Jeśli chodzi o zawody, to przeważali rol
nicy, sporą grupę stanowili też emeryci i renciści. Przeważały
wśród nich raczej osoby starsze: osoby powyżej 60 roku życia
stanowiły ponad 30 %, a poniżej 30 - jedynie około 15 %. Śred
nia wieku naszych rozmówców to około 50 lat.
Za punkt wyjścia opisu posłuży formuła, która pojawiała
się wielokrotnie w ustach naszych rozmówców: „Będzie po
lepszenie, będzie przedłużenie", z wariantem: „Będzie popra
3
ZŁY CZAS
Czego dotyczy wymieniane w formule „polepszenie" czy
„pogorszenie" w najprostszy sposób zilustruje nieco mniej
jej lakoniczna wersja, zaprezentowana przez jednego z na
szych rozmówców: „Księgi Sybilli pisały, że jak będzie po
prawienie w narodzie, to będzie przedłużenie świata, a jak
człowiek się będzie coraz gorzej zachowywał, to może być i
koniec". Tak więc chodzi o polepszenie (lub pogorszenie)
„zachowania się" ludzi, innymi słowy o stan ich moralności,
a idąc jeszcze dalej: o problem zła. 0'Leary w swojej anali
zie uznał właśnie ten problem za centralny dla apokalipsy według niego stanowi ona jeden z wariantów teodycei w tych
religiach monoteistycznych, które zakładają jednocześnie
dobroć i wszechmoc Boga, a owa teodycea dokonywana
jest za pomocą szczególnej konstrukcji czasu.
PISMO ANTROPOLOGICZNE
�Mariusz Czaja
dzie łobuzy i sodoma się wyrabia teraz. Kiedyś tego nie było"
- wtóruje jej 60-letni staroobrzędowiec. I nie jest to bynaj
mniej tylko narzekanie starszych, bo w podobnym tonie utrzy
mane są wypowiedzi ludzi w średnim wieku, np. 43-letnia
mieszkanka Udziejka Dolnego twierdzi, że „Wszystko było
inaczej, a teraz zupełnie inaczej. Wszystko jest nie tak, jak
powinno być", a 35-letnia kobieta wspomina: „Pamiętam
czasy mojej młodości, to we wsi jeden drugiemu pomagał,
nie było mowy o żadnych kłótniach. Nie tak jak teraz". To
przeciwstawianie sobie przeszłości i teraźniejszości nie do
tyczy zresztą jedynie sfery społecznej, ale także przyrody:
„Te powodzie, przedtem takiego nie było cudu. I rozmaite
s o d o m y się wyczyniają. Trzy miesiące nie było deszczu
u nas. A mój syn jest przewoźnikiem, tirem jeździ. Był teraz
w Czechach i nie mógł przejechać, bo powodzie. Kiedyś tak
nie było" - utrzymuje na przykład 67-letni mężczyzna, a 43-letnia kobieta wyraża żal: „Drzewa tak nie rosną, jak rosły.
Jak i pogoda. Kiedyś słyszał kto, żeby dwa miesiące deszcz
nie padał, tak jak u nas teraz? Kiedyś to było tak, że i pogo
da była, i deszcz. A teraz? Tam to pada, powodzie takie,
u nas deszczu nie ma". Jako podsumowanie może posłużyć
wypowiedź 41-letniej mieszkanki Udziejka Dolnego: „Wcze
śniej nie było takich powodzi i przestępstw dużo. [...] teraz
jest właśnie bardzo dużo takich przestępstw, przemocy, nar
kotyków, dawniej nie było i nie słyszało się o tym. Świadczy
to o tym, że świat psuje się, schodzi na złą drogę".
Właśnie: świat psuje się. Zło, którego kiedyś nie było,
pojawia się w nim i go przenika. Chaos, który opanował kul
turę, wydaje się obejmować również naturę (a może odwrot
nie). Co więcej nie wygląda na to, aby proces „psucia się"
świata miał ulec w przyszłości zahamowaniu. I tak na przy
kład przedsiębiorca z Błaskowizny uważa, że „Świat ma
skłonność do stawania się coraz gorszym" i że „Jeśli ma
nadejść jakaś zmiana, to będzie zdecydowanie zmianą na
gorsze. Świat zmierza ku złu". Mieszkanka Udziejka Dolne
go traktuje to jak coś oczywistego, coś, „co każdy żyjący
widzi i wie": „Wiadomo, że do lepszego nie idzie". Podobnie
zdaje się uważać mieszkaniec Wodziłek, twierdzący, że: „Bę
dzie z pewnością gorzej". Tak więc rysuje się wyraźny sche
mat, zgodnie z którym upływowi czasu towarzyszy stałe po
głębianie się zła. Gdzieś tam u początków istniał doskonały
kosmos, który jednak coraz bardziej opanowywany jest przez
chaos. Obraz taki jako żywo przypomina nam to, co z taką
wirtuozerią opisał - jako właściwość myślenia archaicznego
teraźniejszości i przyszłości w analizowanym dyskursie. Nie
znaczy to bynajmniej, że zjawiska te takie właśnie postrze
ganie determinują. Dowodem tego m o g ą być, nieliczne co
prawda, głosy, które sprawy oceniają inaczej, jak np. ten,
nienależący bynajmniej do żadnego miejscowego krezusa:
„Tak właściwie to przecież ludzie tyle narzekają, ale lepiej
mają teraz jak kiedyś. Niektórzy nie pracują, tylko piją. Ni
gdy bym nie chciał wrócić do starych czasów. Teraz miasta
tak pięknie odbudowane, wszystkiego teraz jest. Wyżywie
nie Polska ma, i jeszcze za granicę wysyła. Niemcy wykupu
ją u nas tereny, a Ruskie przyjeżdżają do nas po towary",
albo też rozważania emerytowanego nauczyciela na temat
szans, jakie otwierają się przed regionem po wejściu Polski
do Unii Europejskiej (która przez większość naszych rozmów
ców, trzeba dodać, była wtedy - w 2002 roku - traktowana
jako zagrożenie). Historyczna sytuacja społeczno-ekonomiczna nie przekłada się w żaden konieczny sposób na taką,
a nie inną konstrukcję czasu i jego wartościowanie . Ale może
mieć na nie wpływ i nie można od niej abstrahować, tak jak
nie można abstrahować od roli, jaką odgrywają tutaj masme
dia, a przede wszystkim telewizja . Zobrazować to może wy
powiedź 81-letniej mieszkanki Hańczy: „Ludzi coraz mniej
na świecie. Przecież tyle wypadków jest, tyle się zabija. Wi
działam w telewizji". Regułą współczesnych mediów jest to,
że interesująca wiadomość, to zła wiadomość. W przypad
ku kogoś, kto dorastał bez telewizji, albo nawet ze zgrzebną
telewizją PRL-u (której i tak się przecież nie wierzyło), co
dzienny zalew newsów o morderstwach, atakach terrory
stycznych, aferach, a z drugiej strony tajfunach, powodziach
i trzęsieniach ziemi może mieć znaczny wpływ na takie a nie
inne postrzeganie relacji między przeszłością i teraźniejszo
ścią, która ekstrapolowana jest na przyszłość. Świadomość
tego obecna jest zresztą i wśród naszych rozmówców, np.
46-letnia rolniczka o podstawowym wykształceniu snuje ta-
- Mircea Eliade. Czyżby więc wystarczyło skonstatować, że
mamy tutaj do czynienia z kolejną inkarnacją archaicznego
mitu? Kusząca ta możliwość musi jednak zostać odrzucona
z jednego zasadniczego p o w o d u : ignoruje ona historyczno-kulturowe usytuowanie analizowanego dyskursu . Mieszkań
cy Suwalszczyzny nie są ludźmi archaicznymi, zanurzonymi
w świecie odwiecznych archetypów. Ich postrzeganie czasu
jest mocno osadzone w historycznej rzeczywistości, w któ
rej przyszło im żyć, co uświadomić może chociażby taka
wersja opozycji przeszłość - teraźniejszość: „Jak byłem 16
lat w pegeerze, to miałem pieniędzy bardzo dużo. Jestem
na gospodarce. Moja własność jest. Za mleko dostawałem
okropne pieniądze. Teraz o d czerwca nikt nie płaci za mle
ko. Procentu nie ma. Moja żona jest na rencie. Jest taka
okropna susza, nikt dla nas złotówki nie dał". Albo westchnie
nie 34-letniego rolnika: „Za komunistycznych czasów to było
lepiej. Lepiej żyło się". Teren, na którym prowadzone były
badania, to jeden z tych obszarów, które jak na razie na trans
formacji ustrojowej, mówiąc eufemistycznie, niewiele skorzy
stały. Bezrobocie, bieda, niemożność odnalezienia się w świe
cie, w którym państwo nie chce i nie może już odgrywać roli
nadopiekuńczego rodzica - ograniczającego co prawda swo
bodę, ale i dającego poczucie bezpieczeństwa, stanowią tło,
na którym trzeba rozpatrywać pesymistyczne postrzeganie
4
26
Numer 10/2005
5
6
�.BĘDZIE P O L E P S Z E N I E , B Ę D Z I E P R Z E D Ł U Ż E N I E '
kie rozważania: „Tych powodzi kiedyś nie było na pewno.
A może telewizji kiedyś nie mieliśmy? Może nie było to tak
opublikowane? Może też było, tylko myśmy o t y m nie wie
dzieli?", a 51-letnia rencistka (wykształcenie zawodowe) tłu
maczy powszechne przekonanie o pogorszeniu się stanu
moralnego ludzkości tym, że „Może teraz więcej radio i tele
wizja rozgłaszają, bo przedtem nikt nic nie wiedział, a teraz
wszystko to nagłośnione, a przede wszystkim, co jest złego
to telewizja i radio nagłaśniają, a dobrego nie".
Telewizja powoduje również, że obok tradycyjnych, lo
kalnych wyzwań dla porządku świata pojawiają się w świa
domości mieszkańców również te pochodzące z wioski glo
balnej. Jeden z naszych rozmówców na przykład swoja opi
nię, że „Świat zmierza ku złu" rozwija w ten oto s p o s ó b :
„Przede wszystkim jesteśmy świadkami ekspansywnej poli
tyki Stanów Zjednoczonych, które starają się zapanować nad
światem, zepchnąć resztę ludzi na margines życia ekono
micznego". Inna rozmówczyni w ten zaś sposób wyraża swoje
zdanie o złej kondycji współczesności: „Słyszał kto, żeby tak,
jak w tej Ameryce, żeby się kto targnął na życie, swoje i lu
dzi. Przecież zdarzały się zabójstwa i różne takie, ale nie ta
kie, jak w tej chwili! No to już świadczy o tym, że człowiek
jest zły". Z kolei 67-letni staroobrzędowiec tłumaczy swoje
przekonanie, że „kiedyś było lepiej", m i m o iż były wojny,
w taki sposób: „Wojna, to wiadomo, biją się i koniec. A teraz
to niby pokój, ale nic nie wiadomo. Tak jak teraz [...], w tej
Arabii, Bin Laden. On niby wierzący bardzo jest, no i prze
cież brodę nosi, do Boga się modli, a jednak on morduje.
Taki wierzący, a tyle złego robi". Ta ostatnia wypowiedź sy
gnalizuje jeszcze jeden problem związany ze współczesny
mi mediami: przedstawianym przez nie zdarzeniom lokalny
widz stara się przyporządkować lokalne znaczenia i warto
ści, ale siłą rzeczy nie zawsze kończy się to s u k c e s e m .
W danym przypadku niemożliwe staje się pogodzenie gorą
cej wiary i noszenia brody (faktu dla staroobrzędowca bar
dzo istotnego) z morderczymi czynami. Można powiedzieć,
że mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju poznawczym
dysonansem, którego wynikiem staje się przekonanie o ge
neralnie nienormalnym statusie współczesności.
Tak więc interakcja sytuacji społeczno-ekonomicznej,
technologii przekazywania informacji oraz pewnych schema
tów interpretacji rzeczywistości, którego korzenie sięgają jesz
cze tzw. tradycyjnej kultury ludowej, przyczynia się d o wy
kreowania modelu świata nieustannie się degenerującego.
Koncepcja 0'Leary'ego podsuwa nam w tym momencie py
tanie o to, w jaki sposób model ten współistnieje z obrazem
dobrego i wszechmocnego chrześcijańskiego Boga. Odpo
wiedzi na nie szukać należy w szczególnej strukturze sym
bolicznej, nawiązującej d o tradycji biblijnej.
KARA BOSKA
Niektórzy z naszych rozmówców przejawiają bardzo ne
gatywny stosunek w o b e c oficjalnych instytucji religijnych
i ich przedstawicieli. Jednak nawet ci najbardziej antyklery
kał™ i sceptyczni wobec jakichkolwiek „cudów" nie kwestio
nują otwarcie istnienia Boga, i to Boga osobowego, jedyne
go, z wyraźnie biblijnym rodowodem. Nie to, żeby nikt nie
miał wątpliwości. Usłyszeć można na przykład uderzające
szczerością wyznanie 43-letniej kobiety: „Nieraz to sama się
pytam, że to tylko taka wyobraźnia człowieka. Że ten świat
tak istnieje, że ten Bóg to jest tylko takie fantazjowanie, takie
nasze myślenie". Wieś suwalska nie jest jakąś cudowną en
klawą, zaimpregnowaną przeciw nowożytnej erozji religijnej
pewności. Istnienie Boga nie jest już czymś oczywistym, „na
turalnym", bezrefleksyjnie przyjmowanym pewnikiem. Trze
ba je afirmować, chociażby tak, jak czyni to 49-letni spawacz:
„Wierzę, że coś musi być, Bóg na pewno istnieje", albo 67-
-letni staroobrzędowiec: „Jednak Pan Bóg jest". I choć nie
które przypisywane temu Bogu cechy, o których za chwilę
więcej, razić mogą subtelnych liberalnych teologów, to nie
ulega wątpliwości, że jest on źródłem i strażnikiem dobra
i nic nie świadczy o tym, by był gnostyckim złośliwym De
miurgiem. Co do jego wszechmocy też raczej nie ma wątpli
wości. Spełnia więc kryteria, które, w e d ł u g 0 ' L e a r y ' e g o ,
kwalifikują g o d o stworzenia logicznego problemu w obliczu
istnienia zła. Rozwiązaniem, które w pierwszej kolejności
proponuje badany dyskurs, jest koncepcja Boskiej kary.
Według niej stwórca cały czas obserwuje bacznie poczyna
nia ludzi i kiedy zbytnio grzeszą, zsyła na nich kary. Mogą
one być indywidualne, jak w opowieści przytoczonej przez
gospodynię z Udziejka Górnego:
Była dziewczyna. Mając dwadzieścia lat poszła na zaba
wę, ale powodzenia nie miała. A i tak się patrzy, wszyscy
tańczą, a ona nie ma z kim. Wzięła krzyż i z krzyżem bę
dzie tańcować. Słupem stała, to potem podłogę wyrzynali, a ona bardzo długo stała z tym krzyżem. Jak piłowali
podłogę, to się ponoć krew lała. Miałam może osiem,
dziewięć lat, jak tę przepowiednię słyszałam. Chciała zaigrać z Bogiem. On ją pokarał.
Ale zwykle mowa jest o karze zbiorowej, spadającej bądź
na jakieś państwo, bądź na całą ludzkość. W tym pierwszym
wariancie szczególnie często pojawiają się Stany Zjednoczo
ne, np. „Takie są różne filmy amerykańskie, gdzie ludzie się
po pięć, sześć razy żenią, a to przecież grzech. Dzieciom to
jest zaskoczenie, że to takie zdemoralizowane te małżeń
stwa, nie m a świętości, że to już do końca. Możliwe, że dla
tego Ameryce się kara stała". Nie ulega wątpliwości, że kara,
0 której tu mowa, to atak na WTC z 11 września 2001. Expli
cite wyrażone to jest w innej wypowiedzi, w której zresztą
powód kary jest bardzo nietypowy: „Bin Laden jak załatwił
Amerykę. [...] Mówią, że w piwnicach tych wieżowców były
zdeponowane tony złota z Iraku. Siedem pięter pod ziemią.
[...] To jest kara za to, co się kiedyś w Ameryce wyrabiało.
Oni wymordowali Indian wpierw. Później zrobili im skanse
ny. Zabrali całe złoto Inków i Majów". Na t y m przykładzie
widać, że p o d względem logicznego rozwiązywania proble
mu obojętności Boga na zło, interpretacja takich tragicznych
wydarzeń jak te z Nowego Jorku jako Boskiej kary m a po
dwójne znacznie. Z jednej strony umożliwia utwierdzenie się
w przekonaniu, że Bóg czuwa i nie pozostawił nas samych
sobie, z drugiej zaś osadza to straszliwe wydarzenie - samo
w sobie przecież również domagające się usensownienia w zrozumiałej ramie . Podobny mechanizm może funkcjo
nować w przypadku klęsk żywiołowych: „te powodzie, na
całym świecie, co w jednej minucie ludzie wszystko tracą. To
jest kara, a to naprawdę kara, ja uważam tak. O teraz nie
d a w n o , c o tak wiatr Kraków potrzaskał. I ten kataklizm
w Suwałkach co w wiadomościach zapowiadali"; „Ludzie kup
czą wiarą, zmieniają wyznania dla pieniędzy, a Bóg tego za
bronił. Powodzie mogą być karą Bożą. Tak samo posucha,
jaką m y t u mieliśmy w Podlaskiem". Albo chorób: „To nie przez
wybryki ludzkie zaraza panuje w całym świecie? Jak ten AIDS
7
1 to wszystko. [...] Albo teraz te nowotwory. Że to starsi, słabsi
i samotni zostają a młodzi odchodzą. [...] To jakaś kara od
Boga, na pewno kara", „Ale teraz te choroby; jest ich dużo
więcej, chorują na raka itd. Moim zdaniem jest to kara za złość
i nienawiść, które cały czas narastają. Kiedyś tylu ludzi nie
chorowało, a teraz to wylew, to zawał, to rak".
Nie d o końca jest jasne, czy o d kar zbiorowych cierpią
także niewinni, ale wydaje się, że tak właśnie jest - wszak
susza dotyka także naszych rozmówców. Bóg stosuje więc
rodzaj odpowiedzialności zbiorowej, co zdaje się czynić każ
dego odpowiedzialnym za grzechy zbiorowości: wsi, naro-
PISMO ANTROPOLOGICZNE
�Mariusz Czaja
mi Boskiej wszechmocy, która objawi się najpełniej w przy
szłym wydarzeniu określanym mianem Końca Świata.
ZNAKI
KOŃCA
Wśród znaków Końca Świata wymienianych przez na
szych rozmówców fenomeny, które są równocześnie trakto
wane jako Boskie kary, zajmują poczesne miejsce. W tej ka
tegorii znaków mieszczą się kataklizmy przyrodnicze, takie
jak powodzie, susze, niszczycielskie wiatry (huragany, tajfu
ny, tornada, monsuny), trzęsienia ziemi, jak również choro
by (przede wszystkim AIDS, ale też np. choroba szalonych
krów), wojny i terroryzm (szczególnie atak na WTC z 11 wrze
śnia 2001). Jednak o ile kary generalnie można uznać za
znaki, o tyle operacja odwrotna jest już niemożliwa, bowiem
istnieją znaki pozbawione penitencjarnego charakteru. Są
to przede wszystkim „znaki na niebie", najczęściej w formie
(czerwonego) krzyża (albo trzech krzyży), komety lub czer
wonego księżyca, ale czasem też niedookreślone - 51-let
nia kobieta mówi na przykład: „Według pism to Pan Jezus
powiedział, że różne znaki będą pokazywać się na niebie,
ale czy pokazują się, czy nie, to my nie możemy wiedzieć.
Tylko według Pisma wiemy, że różne znaki maja się poja
wiać, a jakie, to Pismo nie mówi". Inne wskazywane przez
naszych rozmówców znaki Końca Świata to: śmierć Jana
Pawła II, to, że jego następcą będzie Murzyn, „dziwne desz
cze", krwawiące krzyże, drzewa i wizerunki Matki Boskiej,
ukazywanie się Matki Boskiej na szybie, spadające z nieba
różańce, to, że „krowy będą się krwią pocić", afera z arcybi
skupem Paetzem, atak Arabów i „ludzi z Dalekiego Wscho
d u " na Amerykę, plaga szarańczy, tańce, klaskanie, „hałasy
i krzyki" w trakcie nabożeństw, wreszcie walka między ludź
mi o kamienie.
Fot. B. Siedlik
du, ludzkości wreszcie. W tym kontekście zrozumiała staje
się troska, z jaką traktuje się w badanym dyskursie grzechy
bliźnich, nawet te, jak używanie „brzydkich słów" przez ko
biety czy naturyzm, które nie wydają się jakoś szczególnie
zagrażać innym. Nawet te nieszkodzące bezpośrednio in
nym wykroczenia przeciw uznanemu kodowi moralnemu
m o g ą wszak sprowokować Boski gniew i w konsekwencji
karę, która dotknie wszystkich.
U podstaw tej koncepcji, stanowiącej swoisty skandal dla
współczesnej, przenikniętej indywidualizmem świadomości,
zdaje się leżeć obecna przecież w tradycji judeochrześcijańskiej idea, że zasadniczym partnerem dla Boga nie jest jed
nostka, ale zbiorowość, jak np. Izrael czy Kościół. Z tej sa
mej tradycji zaczerpnięta wydaje się być inna, obok odpłaty
za popełnione zło, funkcja kary: stanowić ma ona wezwanie
do nawrócenia, do owego „polepszenia" czy poprawienia,
a jednocześnie ostrzeżenie przed jeszcze większą karą. Ta
ostatnia funkcja kary sprawia, że niejednokrotnie zlewa się
ona w badanym dyskursie z innym kompleksem symbolicz
nym intensywnie w nim obecnym, a mianowicie znakiem. Te
same fenomeny, które interpretowane są przez naszych roz
mówców jako kara, określane są również jako znaki, często
w tym samym zdaniu. Mieszkanka Udziejka Dolnego, wska
zując na bezprecedensowość o b e c n y c h powodzi i susz,
komentuje to w taki sposób: „No, kto wie, może jakiś znak,
jakaś kara". Również o ataku na WTC mówi się, że „To też
może być znak, a przynajmniej nauczka dla Amerykanów,
bo oni wszędzie swój nos wsadzają". Karą i znakiem równo
cześnie nazywa się także AIDS. Można zaryzykować twier
dzenie, że w ogóle wszelkie Boskie kary są znakami. Znaka
Część z tych znaków pochodzi z tradycji biblijnej, część
z ludowego folkloru, a są i takie, które zdają się być tworami
naszych rozmówców. Trudno jednoznacznie wskazać jedno
kryterium ich doboru. Mówić raczej można o pewnym zesta
wie cech, które nie muszą koniecznie ze sobą współwystępować, aby dany fenomen został zaklasyfikowany jako znak
końca świata . Pierwszą z nich dostrzec można, chociażby
w wypowiedzi 67-letniego mężczyzny: „U nas taki staruszek
był, który opowiadał, że jeszcze będą ludzie się bili za ka
mienie, i to będzie znak końca. I tak też było. U nas zrobili
fabrykę kamieni i jeden drugiemu zabierali kamienie, bo pła
cili za ten kamień, więc ludzie się o niego bili. I to się spełni
ło". Znak końca, to coś, co zostało przepowiedziane. Dzięki
temu wydarzenie nienależące raczej do tradycyjnego reper
tuaru zwiastunów końca świata, jak walka o kamienie, może
zostać zinterpretowane jako taki właśnie znak. Drugą cechę
z kolei może zilustrować wypowiedź 46-letniej kobiety z Gulbieniszek: „Chyba w Białymstoku pojawiła się na oknie Mat
ka Boska. To był tak jakby obraz, postać w koronie to była.
I gdzieś tam na drzewie się ukazało, że krew płynęła z tego
drzewa i ludzie szli i się modlili. [...] Mógł być to też znak".
Opisywane wydarzenia nie są przedstawiane jako przepo
wiedziane, mają za to cudowny charakter i (prawdopodob
nie) Boskie źródło. Znakami m o g ą być też zjawiska ani nie
postrzegane jako spełnienie się jakiejś konkretnej przepo
wiedni, ani nie posiadające cudownego charakteru, a za to
będące przykładem takiego spotęgowania zła, którego Bóg
już nie wytrzyma, jak np. w takiej wypowiedzi mieszkanki
Wodziłek „Wszędzie tyle tego hałasu strasznego, bezboż
nego. Przecież to się nie godzi do Boga takich pieśni śpie
wać, tańce odprawiać, rękami klaskać. To diabelskie dźwię
ki, szatański hałas. Jak to Bóg ma się nie gniewać, jak takie
rzeczy do nieba wynoszą? W telewizji widać jak ludzie szale
ją jak diabły, a mówią, że do Boga się modlą. [...] To jest
Numer 10/2005
8
�BĘDZIE P O L E P S Z E N I E , B Ę D Z I E P R Z E D Ł U Ż E N I E "...
znak końca świata". Wreszcie za znak może być uznane zja
wisko, które choć pozornie „naturalne", ma jednak charak
ter anomalii, stanowiąc wstęp do ostatecznego rozpadu ko
smosu: „wcześniej tego nie było, jak na przykład, że w cie
płych krajach śnieg pada, gdzieś mrozy są, a u nas też klę
s k a - półtora miesiąca nie padał deszcz. Mi się wydaje, że to
może są znaki". Te wszystkie cechy oczywiście m o g ą się ze
sobą łączyć w danym przypadku, ale nie muszą. Występo
wanie choć jednej z nich może sprawić, że zostanie urucho
miony proces apokaliptycznej semiotyzacji.
Wedle klasycznej definicji Ch. Peirce'a znak (zwany też
przez niego reprezentamenem) jest „czymś, co dla kogoś
zastępuje coś innego pod pewnym w z g l ę d e m " . Jeśli więc
przyjąć, że wymienione wyżej znaki mają coś wspólnego ze
znakiem z definicji amerykańskiego filozofa, można by po
stawić pytanie: co owe znaki zastępują dla naszych rozmów
ców i pod jakim względem? Odpowiedź na nie wydaje się
dosyć prosta: znaki końca świata mimo swojej różnorodno
ści posiadają tylko jeden przedmiot - zastępują komunikat
o treści: „Świat niebawem przestanie istnieć". I na t y m moż
na by poprzestać, jeśli korzystalibyśmy z modelu binarne
go, w dodatku zakładającego niezmienność stosunku zna
czące - znaczone, jak w przypadku koncepcji de Saussure'a. Jednakże firmowana przez Peirce'a pragmatyczna teo
ria znaku posługuje się modelem triadycznym, w którym obok
znaku i jego przedmiotu występuje jeszcze interprétant, czy
li znak powstający w umyśle osoby, ku której znak wyjścio
wy jest skierowany. To, że interprétant jest znakiem, ozna
cza, że i on posiada swój interprétant. Ostatecznym interpretantem znaku jest zaś pewien nawyk postępowania przez
niego wywołany. Tak więc ostateczne znaczenie z n a k ó w
końca odnosiłoby się do pewnego postępowania. Nie speł
niają one jedynie roli prostych tabliczek informujących: „Ko
niec Świata 5 (albo 10 czy 15) lat", ale raczej drogowskazów
na skrzyżowaniu, gdzie rozchodzą się drogi o różnej długo
ści do tego samego celu. „ Będzie polepszenie, będzie przed
łużenie" mówi „kanoniczna" formuła opisywanego dyskursu
- zmiana więc na lepsze postępowania oznacza obranie
przez ludzkość dłuższej drogi do ostatecznego celu, daje jej
więcej czasu. Ostatecznym interpretantem znaku końca jest
zatem „polepszenie", nawrócenie na dobrą drogę. To, czy
rzeczywiście jest ono możliwe, a raczej czy w apokaliptycz
nym dyskursie istnieje wiara w jego możliwość, to zagadnie
nie, które odgrywa dużą rolę w teorii 0'Leary'ego i analizo
wane jest w zaczerpniętych od Kennetha Burke'a katego
riach tragedii i komedii.
9
APOKALIPSA TRAGICZNA I KOMICZNA
Najgłośniejsze przykłady dyskursu apokaliptycznego, te,
które przyciągają uwagę mediów i masowej publiczności,
z reguły dotyczą radykalnych ruchów wyznaczających ko
niec świata na jakąś konkretną, bardzo bliską datę. Ruchem
takim była na przykład japońska sekta Aum Shrinkyo, która
dokonała zamachu w metrze tokijskim, czy tzw. milleryści kilaset tysięcy A m e r y k a n ó w o c z e k u j ą c y c h k o ń c a świata
w roku 1843. Przy takiej konstrukcji czasu w apokaliptycz
nym dyskursie nie ma miejsca na nadzieję na poprawę ka
tastrofalnego stanu rzeczy przed końcem świata. A nawet
jeśli będzie się w y d a w a ć , że o n a następuje, będzie to
w rzeczywistości oszustwo sił zła uosabianych w postaci
Antychrysta. Jedynie koniec świata - gigantyczne katharsis
na globalną skalę - może przynieść zwycięstwo dobra. Taką
wersję dyskursu apokaliptycznego określa 0'Leary mianem
apokalipsy tragicznej. Pewne jej elementy można odnaleźć
również w wypowiedziach naszych rozmówców z Suwalsz
czyzny. Na przykład 51-letni rolnik na pytanie, czy można
jakoś wpłynąć na koniec świata, odpowiada: „Raczej nie, to
Pan Bóg wie. To jego sprawa. Powiedział, że w 2002 roku
koniec świata i trzecia wojna. Brat brata zabije. Będziem głod
ni". To jego przekonanie, jak wiemy, okazało się mylne, ale
być może nie porzucił on myślenia w kategoriach wyzna
czonej daty, przesuwając ją jedynie . Z kolei 63-letnia miesz
kanka Bućek uważa, że „najpierw musi się coś strasznego
wydarzyć, a potem może nastanie dobro". Podobna wiara
w katartyczną moc globalnej katastrofy obecna jest w wypo
wiedzi 41-letniej mieszkanki Udziejka Dolnego: „A jak nasta
nie koniec świata, to część ludzi zginie, część państw, a część
zostanie i wtedy będzie dobroć na tym świecie. Powróci świat
taki dobry". Nie jest też odosobniony pogląd, że „zło zapa
nuje nad światem" i że „świat będzie coraz gorszy i w końcu
ulegnie zagładzie". Generalnie można powiedzieć, że w ba
danym dyskursie przeważa raczej pesymizm co do możli
wości zwycięstwa dobra bez zdecydowanej interwencji bo
skiej. Zwolenników postmillenaryzmu, czyli doktryny głoszą
cej, że wysiłki chrześcijan czy w ogóle „ludzi dobrej woli"
m o g ą doprowadzić do stworzenia świata, w którym królo
wałyby sprawiedliwość, d o b r o i prawda, na suwalskiej wsi
próżno szukać. Jednakże nie oznacza to, że panuje tam cha
rakterystyczny dla tragicznej apokalipsy determinizm. Ow
szem, zło przeważa i wszystko wskazuje na to, że przewa
żać będzie, ale cały czas istnieje teoretyczna możliwość „po
prawienia się" ludzi. A jak mówi mieszkaniec Bućek: „Jeśli
ludzie się poprawią, to na pewno będzie lepiej". Można więc
usłyszeć takie recepty na odsunięcie końca świata; „Każdy
powinien być trochę bardziej pozytywny, żeby nie było tej
nienawiści. [...] Ludzie powinni myśleć, że można się poro
zumieć jeden z drugim i żyć jakoś tak dobrze", „Muszą się
ludzie jednoczyć, polubić. Muszą pracować", „Jedyny na to
ratunek, to żyć w stanie łaski uświęcającej. Jeżeli człowiek
wierzący i żyje według przykazań bożych, no to jest jedyna
pomoc, jaka może tylko być", „Końca nie będzie, jeśli chrze
ścijanie się połączą", „Trzeba do cerkwi chodzić, ale głów
nie wierzyć i się modlić. [...] Wielu rzeczy nie wolno robić
i trzeba tego przestrzegać. Gdyby wszyscy przestrzegali, to
może i Pan Bóg by się przychylił". Nadzieja na to, że rzeczy
wiście wszyscy będą „przestrzegali" nie jest duża, ale jed
nak taki fakt pozostaje w sferze możliwości.
10
Dla 0'Leary'ego taka otwartość jest jednym z zasadni
czych wyznaczników tego, co określa on mianem apokalip
sy komicznej. W jej ramach, o w s z e m , również mówi się
o nadciągającej katastrofie, ale przedstawia ją jednak jako
możliwą, przynajmniej teoretycznie, do uniknięcia. Tak jak
w apokalipsie tragicznej i tutaj pojawiają się długie jeremia
dy, ale stanowią one tyleż d o w ó d na „psucie się" świata, co
wezwanie d o zmiany katastrofalnego stanu rzeczy. Silniej
akcentowana jest rola człowieka w eschatologicznych wy
darzeniach: to od jego postępowania zależy data końca,
a nie od wyznaczonego z góry scenariusza.
Tak scharakteryzowana komiczna apokalipsa doskonale
mieści się w uznanej wcześniej w tym tekście za kanoniczną
dla suwalskiego dyskursu formule: „Będzie polepszenie, bę
dzie przedłużenie" i jest niewątpliwie silnie obecna, by nie
powiedzieć dominująca w nim. Jednakże pesymizm i poczu
cie pewnej bezradności, braku realnego wpływu na to, co
się dzieje (wyrażające się np. w wypowiedziach takich jak ta:
„Tutaj na wiosce może sąsiad z sąsiadem się pogodzić. Ale
tak - ktoś tam bombę zrzuci na Stany Zjednoczone no i póź
niej pół świata może ucierpieć. Przecież to nie zależy od lu
dzi. Głos ludzi się nie liczy. Jaki mamy na przykład wpływ na
elity rządzące w Polsce"), sprawiają, że dyskurs ten ma nie
jako naturalną skłonność ku przesuwaniu się w stronę apo
kalipsy tragicznej.
Osobną kwestię stanowi charakter wydarzenia, które na
zywane jest końcem świata. W ramach tragicznej wersji apo
kalipsy jest to zwykle globalna czy nawet kosmiczna katastro-
PISMO ANTROPOLOGICZNE
�Mariusz Czaja
fa, która kładzie kres ludzkiej historii. Apokalipsa komiczna,
zakładając, jeśli ludzkość się mimo wszystko nie poprawi,
możliwość jakiejś katastrofy, ma skłonność do interpretowa
nia jej nie jako ostatecznego końca, ale raczej pewnej cezu
ry i jednocześnie moralnej lekcji, która będzie przestrogą dla
pokoleń żyjących po końcu (naszego) świata.
W badanym dyskursie można znaleźć wypowiedzi akcen
tujące ostateczność końca, np.: „Jak będzie koniec świata,
to wszystko zaniknie żywe, co jest na tej ziemi. Wszystko
zamrze. Jak będzie koniec, to będzie wszystkiego koniec.
Nic nie zostanie żywego na tym świecie. Myślę, że już nie
będzie świata", albo „Powinno to momentalnie nadejść i ko
niec. A później już tego nie odczujemy. Dobrzy ludzie pójdą
do nieba, źli do piekła. [...] No bo jak - byłby koniec świata
i dalej każdy by żył jak żyje?", „No to chyba będzie tak, że
Bóg raz stworzył świat i raz go skończy. I znowu musiałby
patrzeć jak ten człowiek tak od początku to wszystko buduje
i niszczy? A przecież jest w Biblii napisane, że Ziemia zniknie,
ale potem zejdą na nią wszystkie dusze i będzie raj. Że już nie
będzie życia, tylko dusze, żeby wielbić Pana". Jednak taka
koncepcja, obecna przecież także w oficjalnym nauczaniu
Kościoła Katolickiego i innych kościołów chrześcijańskich,
nie jest bynajmniej dominująca w suwalskim dyskursie apo
kaliptycznym. Znacznie bardziej popularny wydaje się mo
del, zgodnie z którym koniec świata jest niejako oczyszcze
niem pola dla nowego początku.
KONIEC JEST
POCZĄTKIEM?
W Eliadowskiej koncepcji millenaryzmu fenomen ten jest
niczym innym jak kolejnym wcieleniem tęsknoty człowieka
za ucieczką od historii poprzez powrót do mitycznego po
c z ą t k u " . W tym ujęciu koniec (jednego) świata jest jedno
cześnie początkiem (innego) świata. Niektóre wypowiedzi
naszych rozmówców wydają się wprost idealnie pasować
do tego schematu. Na przykład 48-letnia mieszkanka Błaskowizny mówi, że po końcu świata „jeden drugiego będzie
szukał, ślady człowieka będą szukane i nie będzie nic na
ziemi. Będzie wszystko zniszczone i ciężko będzie znaleźć
drugiego człowieka. Ma niczego nie być, nawet zwierząt.
I znów się spotka jeden człowiek z drugim i znowu zaczną,
tak jak to kiedyś Adam i Ewa. Pomału, znów Pan Bóg da
nam nowy świat. Bo to przecież On wszystko stworzył". Inna
kobieta z kolei taką oto wizję przedstawia:
No to chyba idzie do tego, że ma wszystko zginąć i że
człowiek ma z powrotem zacząć od zera. Zostanie z ni
czym i będzie zaczynał od tej łopaty czy tam od szpadla.
Tak mówią. Nieraz teściowa tak mówi, nie wiem, gdzie
ona to wyczytała, że ma wrócić ten czas, że po końcu
świata ten, co zostanie, ma zacząć od nowa, jak kiedyś.
Tak jak słyszałam, na własne uszy nie czytałam, nie wi
działam, że to ma dojść do tego. Mi się wydaje, że jakby
nasz świat przestał istnieć, to będzie następny, tak samo.
Czy tam człowiek zostanie, czy Bóg następnego stworzy.
Jeżeli ten Bóg istnieje, to czy on zostawi tę Ziemię taką
niezagospodarowaną? My jesteśmy jak pokolenie. Po
naszym będzie następny świat.
Tego typu wypowiedzi zdają się być osadzone w przyta
czanych przez Magdalenę Zowczak wyobrażeniach o do
konującej się okresowo, np. co trzy tysiące lat, „zagładzie
światów" . Wydaje się więc, że mamy tutaj d o czynienia
z kolejnym wariantem Eliadowskiego mitu Wielkiego Powro
tu. Światy giną i powstają na nowo. Na poziomie struktural
nym koniec jest tożsamy z początkiem. Apokaliptyczny dys
kurs to jeszcze jedna forma wyrazu „archaicznego" pragnie
12
30
nia ucieczki przed historią poprzez powrót do niewinnych
„początków".
Jednak zarówno cykliczność, jak i nakierowanie na „po
czątki" nie są tutaj bynajmniej tak oczywiste, jak by się mo
gło wydawać. Po pierwsze, choć powtarzalność „zagłady
światów" logicznie zdaje się pasować do wypowiedzi naszych
rozmówców, oni sami o tym nie wspominają. Ich uwaga sku
piona jest na tym, co nastąpi po tej zagładzie, która, jak wie
rzą, wkrótce nastąpi. A ich słowa wydają się przede wszyst
kim wyrazem nadziei, że nie będzie ona ostateczna, nadziei,
dodajmy, która stanowi charakterystyczny rys komicznej apo
kalipsy.
Po drugie, orientacja na początek, uwyraźniona przez od
wołanie się do postaci mitycznych rodziców ludzkości, Ada
ma i Ewy, miarkowana jest jednak w badanym dyskursie
przez wyobrażenie ostatecznego Sądu. Światy nie będą gi
nąć w nieskończoność, koniec nie zawsze będzie począt
kiem. Być może najbliższy koniec nie będzie jeszcze tym
ostatecznym, być może spełni jedynie funkcję swojego bi
blijnego prawzorca - potopu, oczyszczając ziemię ze złych
i niesprawiedliwych i stwarzając szansę dobrym i sprawiedli
w y m na rozpoczęcie „od nowa": „Tak, jak wtedy ten Noe.
Tak samo teraz, może Bóg komuś zaufa i zostawi go. [...] to
się chyba powtórzy, kogoś zachowa. Czy my wszyscy tacy
grzeszni, że Bóg nikogo nie uchowa?". Albo też tworząc miej
sce dla nowej, lepszej ludzkości: „A może i nowe jakie po
tomstwo na ziemię zejdzie?! Takie mądrzejsze i grzeczniejsze". Ale w końcu koniec stanie się końcem. Bóg przyjdzie
sądzić żywych i umarłych.
PARUZJA I SĄD
Wielu z naszych rozmówców koniec świata natychmiast
łączyło z paruzją i sądem: „Koniec świata? Stamtąd przyj
dzie sądzić, żywych i umarłych, ludzi za ludzkie czyny"; „Pew
nie, że wierzę [w koniec świata - przyp. M. Cz.]. Musi się
kiedyś skończyć coś, co się kiedyś zaczęło. Potem Pan Je
zus zstąpi i będzie sądzić ludzi"; „W koniec świata - wierzę.
Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Mamy wszę
dzie w pacierzu, wszędzie Jezus, koniec świata". Ta ostatnia
wypowiedź odsłania źródło tego powszechnego skojarze
nia: katolickie Credo, w którym znajduje się, odnoszący się
do Jezusa Chrystusa fragment: „i przyjdzie w chwale sądzić
żywych i umarłych". Wśród naszych rozmówców (i w religij
ności ludowej, jak twierdzi Magdalena Zowczak) rozróżnie
nie pomiędzy poszczególnymi osobami Trójcy nie jest zbyt
wyraźne , więc w roli sędziego często występuje po prostu
Bóg: „Ksiądz opowiada, że to jeszcze trąba przyjdzie ma
zatrąbić i mają żywi i umarli się zenijść, powstać mają i pan
Bóg osądzi". Podstawowym kryterium, według którego zo
staną osądzeni, będą ich uczynki: „Staną po prawicy i po
lewicy. Byłeś głodny, nakarmiłeś mnie, byłeś nagi, przyodzia
łeś mnie, byłeś podróżnym, przyjąłeś mnie w domu. I tak
będzie. [...] No to chyba tak, że złych czeka kara, a dobrych
nagroda", „[Bóg będzie sądził] wedle uczynków, bo inaczej
być nie może. Jednakowo nie można karać, bo jeden grzeczniejszy, drugi gorszy. Złodzieje i dobrzy chyba nie tak samo
będą. [...] Tak jak na świecie, jak ktoś kradnie, to do więzie
nia go zamykają. To sprawiedliwe". Idea odpłaty zdecydo
wanie góruje tutaj nad przekonaniem o miłosierdziu Boga:
„[Pan Jezus] już wówczas nie będzie miłosierny. Będzie tyl
ko dobry dla dobrych. Dla złych nie będzie miał litości. Jedni
pójdą do Nieba, inni będą się męczyć w piekle. [...] Pan Bóg
będzie sądził. Po swoje prawej stronie ustawi tych dobrych
i każdego zapyta o wszystkie uczynki. I ludzie źli - przegrani
będą się bać gniewu Pana Boga. Pan Bóg będzie pytał, czy
on był litościwy, czy po prostu kochał ludzi".
13
Numer 10/2005
�BĘDZIE P O L E P S Z E N I E , B Ę D Z I E P R Z E D Ł U Ż E N I E " . . .
Boski Sąd wydaje się zatem stanowić ostateczne rozwią
zanie problemu zła: dobrzy zostaną nagrodzeni, źli - ukara
ni. Ci pierwsi trafią do Nieba, ci źli do Piekła i odtąd całą już
wieczność będą tam przebywać. W ujęciu 0'L.eary'ego tego
typu idea to przykład typowego dla komedii - i stąd dla apo
kalipsy komicznej - podwójnego zakończenia: dobrego dla
dobrych, złego dla złych. Badany dyskurs zakłada, w przeci
wieństwie na przykład do doktryny kalwińskiej, że trafienie
do jednej z tych dwóch grup jest kwestią wolnego wyboru,
co jeszcze bardziej odsuwa go od apokalipsy tragicznej.
Jednak nie oznacza to, że idei Sądu nie towarzyszy strach.
Choć generalnie nasi rozmówcy zdawali się siebie samych
uważać raczej za ludzi dobrych, to nie zdradzali wcale pew
ności, że podczas Sądu wszystko pójdzie gładko. 85-letnia
słuchaczka Radia Maryja mówi na przykład: „Ja chociaż wie
rzę, to i tak strach mam z powodu moich błędów młodości".
Jak już było wspomniane wcześniej, czas Sądu nie jest cza
sem miłosierdzia, lecz bezwzględnej sprawiedliwości, która
może dosięgnąć właściwie każdego, któż bowiem jest bez
winy. Rodzi się więc pytanie: Czy rzeczywiście tak wyobra
żony Sąd stanowi tak doskonałe narzędzie logiczne d o roz
wiązania problemu zła? Przecież w gruncie rzeczy problem
zostaje jedynie przesunięty, a nie zlikwidowany. Zło i źli wszak
mają istnieć - w Piekle - wiecznie. A większość z tych, któ
rym owo „narzędzie" ma służyć, nie ma wcale pewności, że
nie zwróci się ono przeciwko nim.
Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Tak, ponieważ mimo wszyst
ko wydaje się ono w pewnym stopniu działać. Nie, bo owo
działanie wynika z tego, że pewne kwestie są przez użyt
kowników badanego dyskursu jakby celowo niezauważane.
I mają oni do tego pełne prawo, nie będąc logikami ani reto
rami.
Jeśli dyskurs apokaliptyczny jest dla nich narzędziem, to
raczej na modłę bricoleura niż inżyniera . Nie stanowiąc ide
alnego, koherentnego mechanizmu pozwalającego zlikwido
wać wszelki luki w sensownej strukturze świata, przydaje się
jednak czasem do takiego ich zakrycia, by nie były widocz
ne z tego czy innego miejsca w tymże świecie.
14
1
S. O'Leary, Arguing the Apocalypse:
A Theory of Millennial
Rhetoric,
New York - Oxford 1994, s. 6.
2
C. Geertz, Interpretation of Cultures, New York 1973, s. 144-145.
3
Kanon jest tu rozumiany tak, jak to sformułował J.Z. Smith w: Sa
cred Persistence: Toward a Redescription of Canon, [w:] tenże, Imagi
ning Religion: From Babylon to Jonestown, Chicago - London 1982.
4
Por. J. Z. Smith, A Pearl of Great Price and a Cargo of Yams: A Study
in Situational Incongruity, [w:] tenże, dz. cyt.
5
Co więcej, muszą one tak naprawdę mieć zakorzenienie w pew
nych już istniejących schematach interpretacji (czy też może, idąć śla
dem Bergera i Luckmana - konstruowania) rzeczywistości - i ich istnie
nie w danym przypadku jest aż nadto wyraźne - ale owe schematy to
nie archaiczne archetypy, ale wytwory dynamicznej interakcji wcześniej
szych jeszcze schematów z Inną historycznie określoną sytuacją.
6
Jeśli chodzi o rolę mediów w funkcjonowaniu kultury najstotniejszą inspirację niniejszego tekstu stanowi praca Waltera J. Onga Orality
and Literacy: The Technologizing of the Word, London - New York 1997.
7
Muszę tutaj dodać, że tego typu interpretacja nie przez wszystkich
naszych rozmówców była podzielana. Najdobitniejszy tego wyraz moż
na znaleźć w wypowiedzi 51 -letniej mieszkanki Gulbieniszek: „A różne
zamachy, to że ludzie są tacy źli, to na pewno nie od Boga, co ludzie
robią. To w mocy piekielnej. [...] Jak terrorysta wysadził jakiś budynek,
to pan Bóg go nasłał? Na pewno nie".
8
Koncepcja takiego sposobu definiowania fenomenów kulturowych
została zaczerpnięta z: J.Z. Smith, Fences and Neighbors: Some Conto
urs of Early Judasim, [w:] tenże, dz. cyt.
9
The Philosophy of Peirce. Selected
Jork - London 1950, s. 99.
10
Writings, ed. J. Buchler, New
Por. L. Festinger, H.W. Riecken i S. Schachter, When
Fails, Minneapolis 1956.
Prophecy
11
Zob. krytyczne omówienie tej koncepcji w: R.A. Segal, Eliade's
Theory of Millenarianism, „Religious Studies" vol. 14, nr 2, June 1978.
12
M. Zowczak, Zagłada światów. Między mitologią lokalną a Biblią,
„Konteksty. Polska Sztuka Ludowa" 1993, nr 3-4.
13
Por np. następującą wypowiedź: „Kiedyś moja mama opowiada
ła, mojej mamie jeszcze mama opowiadała, że Pan Bóg ukarał poto
pem, to jeszcze lecieli na drugie, trzecie piętro i jeszcze co wyrabiali! Ale
Pan Jezus powiedział, że już potopem karać nie będzie".
14
Odwołuję się w tym miejscu oczywiście do koncepcji Claude'a
Levi-Straussa z Myśli nieoswojonej (Warszawa 2001).
'. Kuczek
BAWattoi
PISMO AMROPOLOGICZME
�