Text
czna. Michael Young chciał dowiedzieć się czegoś więcej
o kobietach, na których ślad natrafił w młodzieńczym dzien
niku. Udało nam się ustalić nazwisko bardzo ważnej przyja
ciółki, mianowicie Żeni Zielińskiej. Była to malarka, war
szawianka, którą Malinowski poznał przez Żuławskich, któ
rych była krewną lub znajomą. Była mężatką, ale nie udało
nam się ustalić kim był jej mąż. Inną kobietą była, występująca
w pamiętnikach jako „Toska", żona Retingera, konsula pol
skiego (1913-1914), która znała Conrada i zabrała doń
Malinowskiego do Kentu. Wcześniej, dzięki opracowaniu E.
C. Martinka , wiedzieliśmy o istnieniu innych kobiet: Heleny
Czerwijowskiej i Zofii Dembowskiej. Przyjaźń z obiema
Malinowski „dzielił" z Witkacym, co nie sprzyjało bezkon
fliktowemu rozwojowi ich stosunków. Michael Young zauwa
żył, na podstawie dzienników, że młody Bronio wlókł te swoje
„love-affairs" w nieskończoność, nie potrafiąc ich definityw
nie przerwać. Nieraz był uwikłany w kilka na raz.
Dzienniki właśnie są nieocenioną pomocą w opracowaniu
bigrafii Malinowskiego. Pisane były po polsku, lecz niestety
nieznane są zupełnie polskiej publiczności. Wczesne dzienniki
pochodzą z lat 1909-1914, pisane były głównie w Zakopanem,
ale także w Krakowie i Warszawie. Dają, wedle słów prof.
Younga, złożony obraz jego ówczesnego życia. Głównym
tematem są plany związane z jego pracą nad sobą, szczegółowe
opisy cierpień spowodowanych przez kolejne miłości, spotkań
z przyjaciółmi takimi jak S.I. Witkiewicz, czy Tadeusz Nalepiński; pobieżne notatki z tego co czytał i pisał. Dzienniki późniejsze,
pisane przez Malinowskiego podczas jego badań terenowych,
zostały wydane w 1967 roku przez jego drugą żonę, a wznowione
w 1988 z nowym wstępem Sir Raymonda Firtha.
12
13
Podczas swej wizyty w Polsce Helena Wayne starała się
przybliżyć biografowi ojca nie tylko związane z nim
miejsca, ale i ich ducha. W tym celu odwiedziliśmy między
innymi Cmentarz Rakowicki. Jak to ujęła później w liście:
„Nasza wizyta na starym cmentarzu była niezwykle inte
resująca. Byłam tam już drugi raz, aby odwiedzić grób
dziadków oraz trochę pospacerować, ale teraz po raz pierwszy
odczułam jego spokój i ponadczasowość. Cieszę się, że M.Y.
to zobaczył (...), ponieważ takie miejsce daje szybką lekcję
o tych aspektach historii społecznej jak: co jest znaczące
w postawach wobec śmierci, a przez to o wierzeniach
religijnych... itd." Pisała także, nawiązując do mojej z nią
rozmowy: „Ostatnie pytanie twojego ze mną wywiadu,
dotyczyło kwestii, czy chociaż byłam już w przedtem w Kra
kowie, jako mieście swego ojca, czy odczułam, że jest to także
'moje' miasto, i jak Ci odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że
dopiero podczas tej wizyty, poczułam, że jestem w domu,
miałam poczucie przynależności do tego miasta. To wielka
rzecz dla mnie!" .
Rozmowy, które przeprowadziłam, zogniskowałam wokół
spraw polskich, gdyż to było głównym powodem przyjazdu
moich rozmówców. Inną kwestią, o którą pytałam, były
powody ich zainteresowania się postawą i twórczością Broni
sława Malinowskiego. Helena Wayne jako jedyna z jego
córek zajmuje się tą problematyką od wielu lat. Co zaś do
profesora Younga wydawało mi się, że jako Anglik zamiesz
kały w Australii ma z Malinowskim pewną wspólnotę
biografii.
Rozmowy przeprowadziłam 30 maja 1996 w Domu Goś
cinnym UJ.
14
PRZYPISY
' Między dwoma światami: Bronisław Malinowski, G. Kubica i J.
Mucha (eds.), PWN, Kraków 1985; Malinowski Between Two Worlds, R.
Ellen, E. Gellner, G. Kubica, J. Mucha (eds.), CUP, London 1988
„JASO", vol.15, nr 3. 1984. s. 189-203
Tamże, s. 189
The Story of a Marriage: the Letters of Bronisław Malinowski and
Elsie Masson, opr. Helena Wayne, Routledge 1995
Tamże, s. 59
Tamże, list z9.XII.1917. s. 59
Tamże, list z 14.V.1918, s. 147-148
* Tamże, list z I1.VI.1918, s. 159
2
3
4
5
6
7
9
Tamże, list z 20.VIH.1921. t. I I , s. 21
Listy Bronisława Malinowskiego, oprać. G. Kubica, w: Antropologia
społeczna Bronisława Malinowskiego, M.Flis, A. K. Paluch (eds), PWN,
Warszawa 1985, s. 275
" Tamże, s. 276-277
E. C. Martinek, Wstęp, w: S. I . Witkiewicz, Listy do Bronisława
Malinowskiego, PIW, Warszawa 1981, s. 5-43
" B. Malinowski, A Diary in the Strict Sense of the Term, 1 wyd, New
York 1967; I I wyd. Athlone 1989
List z 12.VI.1996 w moim posiadaniu.
10
12
14
Rozmowa z Heleną Wayne (Malinowską)
G K H : Jak to jest mieć za ojca taką postać? Jak Pani się
Z tym
czuje?
HW: Pewne sprawy w życiu przyjmuje się za oczywiste
same przez się. [...] Jednak jest to interesujące, a czasami
nawet ekscytujące.
G K H : Dlaczego zainteresowała się Pani biografią swojego
ojca ?
H W : Szczerze mówiąc,.wiąże się to z moją pierwszą wizytą
w Polsce. Wcześniej nigdy nie zamierzałam napisać niczego
o moim ojcu, ponieważ zbyt mało o nim wiedziałam, chociaż
wiele lat temu moi angielscy przyjaciele, gdy opowiadałam im
o ojcu, namawiali mnie, abym coś napisała. Ale odpowiada
146
łam - nie żartujcie. Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do
Polski w 1970 roku w wywiadach dla radia, telewizji, prasy,
często pytano mnie, czy przyjechałam tutaj, by zgromadzić
materiał do biografii, gdy mówiłam że nie, nikt mi nie wierzył.
Gdy wróciłam do domu i opowiadałam to mojemu mężowi,
spytałam co sądzi na temat pisania biografii. Nie potrafię
napisać biografii, nie wiem niczego istotnego czy ważnego.
Nie wiedziałam niczego o Polsce, ani o polskiej młodości
mojego ojca, etc. Lecz kiedy rozmawiałam o tym z innymi,
jak np. Raymond Firth, doszłam do wniosku, że mogłabym,
skoro byłam dziennikarką i redaktorem, rozmawiać z ludźmi,
którzy byli jego uczniami, przyjaciółmi, a z których wielu
Melbourne, styczeń 1919 r. Od lewei - B. Malinowski, Hede Khuner, Elsie, Mim Weigal
jeszcze żyło, i uzyskać coś w rodzaju portretu wspomnienio
wego, który ja bym jedynie zredagowała. Zaczęłam nad tym
pracować i odkryłam bardzo szybko, że wiem zbyt mało, żeby
wiedzieć, o co pytać i muszę popracować nad papierami mego
ojca. No i tak to się zaczęło.
Ci KI I: Kilka lat temu opublikowała Pani artykuł o roli
kobiet w życiu Pani ojca. Rola ta wydaje się być bardzo ważna.
Dlaczego? Które kobiety miały duże znaczenie w jego życiu?
HW: Przede wszystkim trzeba powiedzieć o roli jego matki.
Była ona niezwykle interesującą, uzdolnioną i inteligentną
kobietą, Bronio był jej jedynym dzieckiem, a od kiedy zmarł
jego ojciec, matka była bardzo ważną osobą w jego życiu i vice
versa. Robili wiele rzeczy razem, razem podróżowali, poma
gała mu w lekcjach, aż do okresu studiów. [BM byl zagrożony
ślepotą i matka sama uczyła się wszystkich przedmiotów
gimnazjalnych, by potem mu je przekazać w ciemnościach
pokoju, [przyp, GKH] Również później miała ona na niego
wielki wpływ intelektualny. Był więc przyzwyczajony by
mieć obok siebie inteligentną kobietę. Na tym poziomie wielki
wpływ odgrywała jego matka. Jeśli zaś chodzi o jego przy
jaźnie z kobietami, to było coś w nim, w jego naturze, a także
wpływ jego przyjaciół z czasów młodości, jak Witkiewicz, ich
wychowania, ich postaw, to była część ich świata.
G K H : Które kobiety, oprócz matki, odegrały szczególną
rolę w jego życiu?
HW: Myślę, że Michael Young może odpowiedzieć na
pewne pytania lepiej niż ja. Jestem przekonana, że przynaj
mniej jedna z jego współpracownic, z którą rozmawiałam,
Audrey Richards, odegrała ważną rolę. Lecz oczywiście moja
matka miała również olbrzymi wpływ na niego. W czasach
młodości wpłynęło na niego także kilka Polek. Była również
pewna Brytyjka, którą spotkał w Lipsku, gdy studiował po
uzyskaniu doktoratu w Krakowie. To ona skłoniła go do
wyjazdu do Anglii i stworzyła mu tam dom. Związek ten trwał
dość długo.
G K H : Opublikowała Pani ostatnio dwutomowy zbiór lis
tów między Pani matką a Pani ojcem. Czy trudno było go
Zredagować?
HW: To nie było łatwe, ponieważ przede wszystkim listów
było ogromnie dużo i wydawcy nalegali na poczynienie
skrótów. Wymagało to ciągłego podejmowania decyzji, ale
jednocześnie było to proste, ponieważ oboje pisali dobrze.
Mieli jednak różne style i postawy. Czasami było to trudne dla
mnie jako córki, lecz nie tak często jakby można sądzić.
GKH: Czy odkryła Pani coś szczególnie interesującego czy
ciekawego podczas pracy nad tym zbiorem? Czy było lam coś
nowego dla Pani?
HW: Tak, wiele rzeczy. Szczególnie jeśli chodzi o ich
wzajemny związek, ich charaktery. Zwłaszcza gdy chodzi
o moją matkę. Gdy zmarła, miałam 10 lat. Nie znałam jej zbyt
dobrze. To nie znaczy, że jej nie znałam w ogóle, ale było to
doświadczenie dziecięce. Wiedziałam także to, co mi o niej
mówili później inni ludzie, którzy bardzo ją podziwiali,
ponieważ była wspaniałą kobietą. Nigdy nie była szerzej zna
na ze względu na swoją chorobę, która rozwinęła się gdy była
jeszcze młoda. Zmarła również młodo. Jeśli chodzi o mego
ojca, często natrafiałam na jego cechy charakterystyczne czy
charakterystyczne zachowanie, które znałam wcześniej. To
był właśnie on. Wszystko to stawało się rzeczywiste, dawało
pełny obraz dwojga ludzi, których nie znałam w pełni,
GKH: A teraz dość osobiste pytanie: czy czuje się Pani
w jakimś sensie w połowie Polką? Czy jest coś w Pani
osobowości, co może być związane jakoś z Polską?
HW: Ciężko mi na ten temat coś powiedzieć. Myślę, że
bardzo ważny dla mnie był przyjazd do Polski w 1970 roku.
Mój ojciec nie przeciął swoich więzi z Polską, ponieważ nie
był emigrantem. Nie słyszałam zbyt wiele o Polsce, mimo że
nie byl to temat skrywany, 1 nagle zjawiłam się tutaj i stało się
to rzeczywistością. Było to bardzo ekscytujące i pobudzające.
Jednak nie odpowiedziałam na Pani wcześniejsze pytanie:
tak, ja rzeczywiście mam pewne cechy, postawy, które można
czasem uchwycić, ponieważ moje wychowanie było w poło
wie polskie, jako dziedzictwo mojego ojca.
G K H : Co spowodowało,że zdecydowała się Pani przyje
chać do Polski wtedy po raz pierwszy?
H W : Właściwie zawsze chciałam przyjechać, ale nikogo
tutaj nie znałam. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Był to dla
mnie problem nie do pokonania. Jakby wspinanie się pod górę
bez wskazówek, jak dotrzeć na szczyt. Jednak po pewnym
czasie zaczęłam korespondować z kuzynem ojca (wyemig
rował później do Australii), który napisał do mnie z obozu
w Palestynie, gdzie spędził ze swą żoną prawie całą wojnę (w
obozie Czewonego Krzyża). I tak się to zaczęło. On właśnie
skontaktował mnie z ludźmi w Polsce, którzy potem przyjeż
dżali do Anglii, do Paryża itd. I tak zaczęłam ich spotykać,
a w końcu moja młoda kuzynka, która mieszka w Warszawie,
przyjechała do nas do Londynu i prosiła abyśmy ją odwiedzili
w Polsce. Co zrobiliśmy kilka miesięcy później.
147
Matka Bronisława Malinowskiego, Józefa, ok. 1900 r.
G K H : Wiąże się z tym kolejne pytanie: czy może Pani sobie
wyobrazić siebie jako Polkę. Mogłoby tak wszak być, gdyby
Pani ojciec przyjął katedrę etnologii na Uniwersytecie Jagiel
lońskim ?
HW: Tak, mogę to sobie wyobrazić, ponieważ co prawda
moja matka była Brytyjką, ale jednak nie wychowałabym się
w angielskim otoczeniu. Z pewnością odebrałabym bardziej
polskie wykształcenie. Nie byłabym pewnie tak zupełnie
Polką, gdyż na pewno podróżowałybyśmy z ojcem do Anglii,
czy do Australii aby odwiedzić rodzinę mojej matki. Jednak
mogę sobie spokojnie wyobrazić, że moje siostry i ja stałybyś
my się Polkami.
G K H : Czy było coś w osobowości Pani ojca. co można by
określić jako polskość?
HW: Tak, myślę, że jego wylewność, jego... Mówię często
na ten temat, lecz gdy teraz Pani o to pyta i muszę być bardzo
ścisła, to jest to bardzo trudne. Michael będzie mógł powie
dzieć więcej na lemat, ponieważ nie jest w połowic Polakiem,
ani jego krewnym.
G K H : Lecz patrząc oczami dziecka, którym Pani wtedy
była, czy było coś w Pani ojcu co określiłaby Pani wtedy: on
jest Polakiem ?
HW: Tak, myślałam wtedy, że on się różni od innych ludzi,
których znałam. Nie przypominał ojców moich przyjaciół.
Mogłam się z nim droczyć, mogłam żartować z jego nazwiska.
Nazwałam go kiedyś Profesor Mobski i według niego było to
zabawne. Dla angielskich ojców nie byłoby to zabawne. Myślę
też, że wypełniał sobą całą scenę - wchodził do pokoju
i przejmował inicjatywę. Był dobrym ojcem w wielu sytuac
jach, delikatny w stosunku do nas, choć nie zawsze dla innych.
Zauważałam to. To robiło na mnie wrażenie. I myślałam
wtedy: to jest obce. Czułam czasami, że on jest obcy, ponieważ
ja byłam tak bardzo angielska. Lecz chyba nic myślałam, że to
148
było polskie, ponieważ nie wiem co wtedy uważałam za
polskie.
G K H : Być może to, co mogła Pani określać jako polskie,
było efektem jego osobowości?
HW: Tak, chociaż odkąd jestem w Polsce, szczególnie tym
razem, kiedy mam więcej czasu na myślenie i patrzenie,
ponieważ moje poprzednie wizyty były na zasadzie: szybko,
szybko, miałam tylko powierzchowne wrażenia. Teraz widzę,
że on był rzeczywiście bardzo polski. Widzę, jak stawał się
tym, kim później został. Widzę, że to jest jego kraj, chociaż on
uważał się za kosmopolitę. Stawał się coraz mniej polski
w miarę upływu lat.
G K H : A teraz pytanie dotyczące Pani obecnej wizyty
w Krakowie. Czy widzi Pani jakieś zmiany w swoim stosunku
do Polski?
HW: Tak, to co powiedziałam wcześniej może być
odpowiedzią na to pytanie. Za pierwszym razem było to dla
mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Byłam przytłoczona.
Kolejna wizyta: przyjazd na konferencję jubileuszową to
fascynujące doświadczenie, ale zupełnie inne, choć także
bardzo intensywne. Tym razem przyswoiłam sobie o wiele
więcej na temat Polski. Widzę teraz to zupełnie inaczej. To nie
ma nic wspólnego ze zmianami politycznymi, lecz dotyczy
ludzi i miejsc, ogólnej atmosfery.
G K H : Czy ma Pani może to wrażenie, że do pewnego
stopnia Kraków jest Pani miastem, nie Pani ojca, lecz Pani
własnym ?
HW: Tak, w pewnym sensie tak. Z moich trzech wizyl teru/
poczułam to po raz pierwszy.
G K H : Czy jest szansa na opublikowanie pełnej wersji
„Dziennika w ścisłym znaczeniu tego słowa"?
HW: Ma Pani na myśli nie ten, który już był opublikowany
w 1967 roku? Tak, może być opublikowany. Gdy profesor
Paluch planował wydanie Dziel, ostatnim tomem mial być
Dziennik. Oczywiście po zredagowaniu, ponieważ są to
krótsze lub dłuższe fragmenty. Z tego powodu profesor Paluch
był u mnie w Cambridge, aby przejrzeć to wszystko, zrobić
notatki. Pokazałam także tę pełną wersję Dziennika profesoro
wi Ernestowi Gellnerowi, z tego samego powodu. Chciałam
wiedzieć, co on na ten temat myśli. Był tak uprzejmy, że
przeczytał i powiedział, iż jest cudowny, i pewne rzeczy były
niezwykle interesujące, lecz poszczególne zeszyty nie tworzą
koherentnej książki. Wymagałoby to specjalnego przeredago
wania dla angielskojęzycznych czytelników. Dlatego nie
sądził, że byłaby z tego niezależna książka. Taka była jego
opinia. Dziennik stanowi część biografii, którą pisze Michael
Young.
GKH: Myślę, że przyczyniły się do tego problemy z pierw
szym wydanym po angielsku tomem „Dzienników".
H W : To było źle zaprezentowane, źle przetłumaczone
i zredagowane. Zawieszone w próżni. I dlatego uważam, że
dobre opracowanie może zmienić ten materiał w interesującą
książkę, o co należy zapytać Michaela Younga. Należałoby to
zrobić razem z ponownym opracowaniem już opublikowane
go dziennika.
G K H : Kiedy przyjedzie Pani do Polski z dłuższa, wizyta, nie
tylko na kilka dni?
HW: Bardzo bym chciała, ale są w życiu każdego
człowieka pewne okoliczności...
GKH: Zapraszamy.
Grażyna Kubica-Heller
Rozmowa z Michaelem Youngiem
G K H : Jakie były powody Pana zainteresowania biografią
Bronisława Malinowskiego? Czy było to spowodowane jego
malowniczą osobowością czy też podobnym doświadczeniem
w pracy terenowej?
M Y : To zainteresowanie bierze swój początek w moich
studiach w University College w Londynie we wczesnych
latach sześćdziesiątych, kiedy to jedną z moich nauczycielek
była Phylis Kabery, jedna z uczennic Malinowskiego. Wy
kładała ona o Malinowskim, a pierwszą monografią, którą
czytałem, było Życie seksualne dzikich, a zaraz po niej
Argonauci Zachodniego Pacyfiku. I ten romantyzm antropolo
gii od razu mnie oczarował. W latach sześćdziesiątych można
było zostać oczarowanym, teraz już nie. Właśnie wtedy jako
młody człowiek, wróciłem z podróży na morza południowe.
Byłem na Nowej Zelandii, Tahiti, widziałem te miejsca, ale
nie byłem na Nowej Gwinei. Można powiedzieć, że przejąłem
trochę tego romantyzmu Malinowskiego. Przypominało to
nieco sytuację opisywaną przez niego, kiedy to przyciskając
do piersi Złotą Gałąź mówił, że przeszedł na służbę ant
ropologii Frazera. Ja przyciskałem do piersi, idąc ulicą do
University College w Lodynie, Argonautów Zachodniego
Pacyfiku. Później zamierzałem zrobić badania terenowe w Af
ryce, lecz dla różnych powodów nie mogłem. Podobnie
Malinowski zamierzał pojechać do Afryki i nie mógł. Phylis
Kabery wysłała mnie do australijskiego National University,
gdzie zrobiłem doktorat. I stało się oczywiste, że jedyną
rzeczą, którą mogę zrobić, jest praca na Nowej Gwinei, co też
zrobiłem. Musiałem być pod wrażeniem wizerunku mórz.
południowych stworzonym przez Malinowskiego (panny
z obnażonymi biustami, ubrane tylko w krótkie spódniczki
z trawy, stojące na wydmach, itd.), ponieważ wybrałem
wyspę bardzo blisko Trobriandów. Później z różnych powo
dów nie poświęcałem Malinowskiemu zbyt wiele czasu ani
myśli. Lecz gdy byłem już w Cambridge, poproszono mnie
o napisanie czegoś w rodzaju „Readers Digest" o etnografii
Malinowskiego, co zostało później, razem z moją przed
mową, opublikowane przez Rutledge. To był pierwszy krok
do czytania prac porównawczych, w których o nim mówiono,
oceniano jego teorie, było trochę informacji biograficznych,
które mogłem znaleźć, ale byl to esej raczej powierzchowny.
Potem wróciłem do Australii, gdzie pracowałem i znowu nie
myślałem zbyt wiele o Malinowskim aż do czasu, kiedy
zaczęliśmy korespondować z Heleną [Wayne] na temat
możliwości ponownego opublikowania pierwszego zapom-
Michael Young i Helena Wayne na cmentarzu
149
nianego eseju Malinowskiego, napisanej po angielsku mono
grafii The Mailu, jego pierwszego opisu etnograficznego,
który ukazał się w ciągu pierwszych kilku miesięcy jego
pobytu na Nowej Gwinei w 1914-15. Wtedy to napisałem
pokaźny wstęp do tej monogafii i bardziej zainteresowałem się
tym tematem, ponieważ analizowałem go na o wiele głębszym
poziomie, na przykład pracując w australijskich archiwach.
Później napisałem jeden czy dwa artykuły i stałem się kimś
w rodzaju eksperta od Malinowskiego i ludzie prosili mnie,
abym napisał hasło w encyklopedii lub biografię do słownika
itp. Ale bomba wybuchła, kiedy (było to na początku 1991
roku) Helena napisała do mnie: „chciałabym abyś się zabrał za
napisanie pełnometrażowej biografii mojego ojca". To mnie
zupełnie zaskoczyło. .Zostałeś wybrany" - pokazał na mnie
wielki palec. Odpowiedziałem, że muszę mieć czas do
namysłu, ponieważ mam wiele innych obowiązków: dydak
tyka, własne badania, mam dokorantów i nie mogę tak po
prostu tego rzucić. Lecz był to ten rodzaj propozycji, której nie
można odrzucić. Jest to wielka praca i musi być traktowana
poważnie, więc ją zaakceptowałem. Gdy odwiedziłem Helenę
po raz pierwszy pokazała mi sofę zasłaną papierami, doku
mentami, które dla mnie przygotowała. Później pracowałem
nad dokumentami Malinowskiego w London School of Economics, gdzie jest ok. 200 pudeł, dużych pudeł, wydaje mi się
że jestem dopiero w 3/4 drogi. Ale pracując wtedy nad tymi
materiałami miałem wrażenie, że będę musiał poświęcić temu
resztę mojego życia. Dałem sobie na to 5 lat, i one właśnie
mijają a ja nie skończyłem jeszcze zbierania materiału.
Zacząłem pisać wstępną wersję książki. Nauczyłem się iść na
skróty, doszedłem do wniosku, że nie każdy kawałek papieru
jest istotny, że nie każda myśl Malinowskiego musi zostać
zanotowana czy jest warta wzmianki, nie wszystko co napisał
było wartościowe.
G K H : Z tego co wiem, jest to Pana pierwsza dłuższa wizyta
w Polsce?
M Y : Tak. Pierwszy raz byłem w Polsce z okazji konferen
cji, kiedy to spędziłem dwa dni w Warszawie, pięć dni
w Krakowie i 2-3 w Zakopanem, było to razem ponad tydzień.
G K H : Co chciał Pan znaleźć w Polsce podczas tej wizyty,
a co Pan znalazł?
MY: Zdawałem sobie w pełni sprawę z tego, że nie mówię
po polsku, ani nie potrafię czytać po polsku. Niewątpliwie jest
to pewne ograniczenie. Peter Skalnik napisał, że żaden
biograf Malinowskiego nie zajdzie daleko bez nauczenia się
polskiego. Ja nie znam polskiego. Aby odpowiedzieć na Pani
pytanie: przyjechałem żeby przezwyciężyć swoją obawę,
dotyczącą niewiedzy o jego polskim pochodzeniu, pomimo
tego, że lak wiele na ten temat opublikowano. Obawiałem się,
że te publikacje stanowią coś w rodzaju wierzchołka góry
lodowej, a poniżej jest to, co wszyscy wiedzą na ten temat,
lecz jeszcze nie zostało to opublikowane. Teraz upewniłem
się, że w szufladach nie ma zbyt wiele rzeczy. Być może wiem
tyle co Pani polscy koledzy, choć nie znam np. polskich
listów, które Pani opracowała.
Chciałem poza tym zobaczyć miejsca, które odwiedzał
Malinowski, zanurzyć się w tę atmosferę, chociaż jest ona
zupełnie inna, tamta już minęła. Wysilić swoją wyobraźnię:
Malinowski zrobił to, poszedł tam. Poszukać adresów w War
szawie, Zakopanem. Z prawie religijnym nabożeństwem
odwiedzaliśmy każdy z domów wymienionych w Dzienniku.
G K H : Wydaje mi się, że dużą zaletąjest to, że Malinowski
żył właśnie w Krakowie, ponieważ może Pan oglądać to
miasto właściwie niezmienione. W Warszawie mógł Pan mieć
kłopoty ze znalezieniem właściwych miejsc. W Krakowie może
się Pan rzeczywiście czuć jak w mieście Malinowskiego, czy
odczuwał Pan tę atmosferę, czy ona już rzeczywiście odeszła ?
MY: Myślę, że odeszła. To wymaga żywej wyobraźni, aby
usiąść w takim miejscu jak Mały Rynek, pić piwo i zastanawiać się jak to było gdy Bronio tutaj mieszkał. Będąc
w restauracji rozmawialiśmy o tym i staraliśmy się sobie
wyobrazić co on jadał ze swoją matką. Prawdopodobnie nie
był to stek z frytkami, raczej chleb czy kapusta.
G K H : Czy są jeszcze jakieś problemy dotyczące młodości
Malinowskiego, które pozostają dla Pana tajemnicą?
M Y : Tak, sąjeszcze duże luki. Ciągle za mało wiem o jego
dzieciństwie, w co się bawił, z kim się bawił, o jego szkolnych
M-M
.
Fragment rękopisu B. Malinowskiego
150
VwoA..
U— ¿'L
*j'.v.
i~-L ik.
t
UÍKI
*.\
-7.3fe.ri/•><v^_ j
l...
^ _.
.yH.
^
ta
^
J-J
^
Rękopis B. Malinowskiego ze szkicem domu (Brudos)
.
!
i
j
kolegach. Jakie było jego dzieciństwo? Jak traktował go
ojciec? Jak traktowała go matka? Możemy to sobie oczywiście
wyobrazić, ponieważ są krótkie opisy w listach jego matki lub
w jego listach do żony Elsie, gdzie opisuje Boże Narodzenie,
Wigilię, choinkę, w jaki sposób było podawane jedzenie.
Jednak wiele jeszcze trzeba zrobić. Jest wielu jego krewnych,
których nie znamy, nie wiemy jacy byli, czy byli wysocy czy
niscy.
G K H : Czy uważa Pan, że przyjaźń z Witkacym stanowiła
pewną pomoc? Napisano wiele książek o Witkacym.
M Y : Tak, o wiele więcej napisano o Witkacym niż
o Malinowskim. Z tego można wyciągnąć wiele materiału
odnoszącego się do Malinowskiego, oddającego atmosferę.
Nie sądzę, aby można było się tak wiele dowiedzieć o Młodej
Polsce, Zakopanem, nawet o przełomie wieków, bez książek
0 Witkacym. Tak więc to pomaga. A także jego własne
portrety, rysowane i pisane w Bungu [622 upadki Bunga albo
demoniczna kobieta], jego obrazy, zdjęcia.
G K H : Czy jest coś, co uderza Pana w biografii Malinows
kiego, co było dla Pana dziwnego?
M Y : Tak, przeżywa się pewien szok czytając dzienniki
z czasów zakopiańskich, szok kulturowy. Czytając go nie
mogłem sobie wielu rzeczy wyobrazić, teraz jest mi łatwiej,
ponieważ tam byłem. Widziałem te wille, byłem w tych
willach. Widziałem drewniane meble, drewniane łóżka, mam
lepszy obraz tego, jak jedli, jak siadali do stołu. On nie
opisywał wszystkiego, pisał np. „Obiad w aptece". Odkryliś
my, że apteka w Zakopanem służyła jako restauracja, poczta,
jako miejsce spotkań z przyjaciółmi. Tak więc jedzenie
w aptece, jak to przetłumaczył nasz tłumacz, ma sens.
G K H : Czy może Pan sobie wyobrazić Malinowskiego
jadącego do Anglii, jak on się tam czuł? Czy między Anglią
1 Polską była wtedy duża różnica kulnirowa?
M Y : Myślę, że jemu się tak wydawało. On przedtem wiele
podróżował, był także w Anglii. Lecz sposób, w jaki opisuje,
w bardzo długim i opisowym liście do Anieli Zagórskiej, jak
przebiegła jego pierwsza podróż, był zainspirowany pewnymi
wizjami angielskiej cywilizacji, najmodniejszej wtedy kultury
w całej Europie. Sądzę, że on wtedy rzeczywiście chciał się
stać częścią tego świata. Lecz w dzienniku, gdy wspomina
swoją podróż, przekazuje też nieco ze swojego oszołomienia
z przejazdu pociągiem, gdy nie mógł znaleźć swej przyjaciółki
Anny Bronton. Jest zakłopotany, zdenerwowany, idzie ulica
mi. Myślę, że szedł do mieszkania Seligmana, ponieważ nie
wiedział gdzie indziej mógłby pójść. Czyli jest to ten rodzaj
obcości podczas pierwszego przejazdu pociągiem, obce miejs
ca, nie wiadomo dokąd pójść...
G K H : Mając całą tę wiedzę o życiu Malinowskiego, może
Pan zatytułować jego biografię jednym słowem tub zwrotem ?
MY: Mam pewne pomysły co do chwytliwego tytułu, ale
nie wiem czy to się uda, bo mogą być mylące. Jeden to:
A Divided Life (Podzielone życie), ale to nie ujmuje wszyst
kiego, ponieważ w pewien sposób był on wielkim integ
ratorem różnych części swojego życia. Było to jego intelek
tualnym celem, funkcjonalnym celem, aby integrować różne
sprawy. Zdawał sobie jednak sprawę, ze swych wewnętrznych
podziałów. Inny ewentualny tytuł to: Niezwykle szczery
człowiek. Wymagał tego od innych, w stosunku do siebie jego
szczerość była nawet bolesna. Czasami wiedział, że za
chowywał się jak drań, i mówił sobie: „wiem, że byłeś
Helena Wayne (Malinowska), 1992
draniem". Jak napisała to gdzieś o nim Audrey Richards:
w stosunku do siebie był szczery aż do bólu. Ale znów to nie
była jedyna rzecz, którą można o nim powiedzieć. Próbowa
łem zastanawiać się nad kluczowym podziałem na to, co
fizyczne, i to, co duchowe, co jest prawie manichcjskic. Nie
wiem, jak ta sprawa wyglądała w późniejszym okresie, gdyż
Malinowski nie pisał już wtedy pamiętników, a w listach był
coraz mniej szczery. Z upływem lat jest coraz mniej naprawdę
osobistych listów. Nic było ludzi, przed którymi się otwierał.
Dlatego staje się bardziej odległy.
!
G K H : Cz) jest coś w biografii Malinowskiego co może być
istotne dla nas teraz, co może nas inspirować, nas jako
uczonych i nas jako ludzi?
M Y : Dla nas antropologów na pewno jego badania
terenowe, jakość jego badań zawsze będzie znana. W ubieg
łym roku spędziłem kilka tygodni na czytaniu jego notatek
z badań. Byłem dość przerażony, gdyż nie mogłem znaleźć do
nich klucza. Te notatki były wszystkie związane razem. One
nie są zbyt dobrze skatalogowane. On starał się je skatalogo
wać, ale potem ktoś to pomieszał. Zrobiłem coś w rodzaju
ponownego uporządkowania dla moich celów. Zaczynam
widzieć sens i sposób w jaki to zrobił. Ta praca przechodzi
pewne etapy, im bliżej końca jego notatki stają się coraz
bardziej krótkie, lakoniczne, prawie zupełnie w języku
Kiriwina, którego nie umiem odczytać.
Tym, co rzeczywiście zrobiło na mnie wrażenie (w mniej
więcej środkowym okresie) był fakt, że on zapisuje wszystko
a jego obserwacje są niezwykle wnikliwe, rejestruje małe,
drobne sprawy, których większość ludzi nawet by nie do
strzegła, i w końcu drobiazgowe pytania. Drobny przykład:
sposoby siedzenia. Trobriandczycy mają różne sposoby sie
dzenia: na skrzyżowanych nogach, w kucki, z wypros
towanymi lub zgiętymi plecami. Trobriandczycy mają nazwy
na każdy z tych rodzajów. Myślę, że zajęło mu sporo czasu
zaobserwowanie, że oni mają te nazwy. Dużo czasu zajmuje
samo zauważenie tych różnic. Potem się zaś pyta: dobrze,
a kiedy siedzisz w ten sposób, a kiedy w tamten? Buduje się
rodzaj socjologii siedzenia i on to robi. Nigdy tego nie
151
Bronisław Malinowski na Trobriandach
opublikował, ale to jest jego sposób podejścia, formułowanie
pytań. To nie przychodzi od razu, to wymaga dużego treningu,
aby do tego dojść. Jego praca terenowa jest rodzajem lekcji dla
nas.
G K H : A Malinowski dla nas ludzi?
M Y : Jego antynacjonalizm, dostrzegał niebezpieczeństwo
nacjonalizmu. Był nie tylko kosmopolitą, ale w pewnym
sensie multinacjonalistą. Nie wierzył w tę głupią rzecz
nazywaną państwem narodowym, którą trzeba jakoś przeżyć.
Sądzę, że mógł nie przewidzieć katastrofalnego końca II
wojny światowej, i tego, że świat będzie podzielony na dwie
części, przystawiające sobie broń jądrową wzajemnie do
głowy. Byłby tym przerażony.
Lecz teraz jest to częściowo rozwiązane. Jest nowa szansa,
aby podążać w tym kierunku i on by nas do tego zmuszał
i ponaglał do zwiększenia pokoju. Był wielkim pacyfistą
i wielkim myślicielem. Sądzę że nie był zbyt wyrafinowanym
politologiem, ale w tym zakresie jego serce było rzeczywiście
po właściwej stronie. Myślę, że była to pewnego rodzaju
lekcja.
G K H : Czy przyczyną tych poglądów była jego biografia,
czy też był to światopogląd czysto intelektualny?
M Y : Wydaje mi się, że pod koniec życia, a także wcześniej,
poświęcał wiele myśli swojemu pochodzeniu z Monarchii
Habsburskiej i jak Pani wie, często mówił, że był to niemal
idealny porządek, gdzie Galicja miała zapewnioną wewnętrz
ną wolność i nie musiała się martwić o walki, wojny w swoim
imieniu. Była wolność prasy, poszanowanie mniejszości
narodowych. Sądzę, że on trochę zawsze idealizował to co się
działo przed I wojną światową i len rodzaj federacyjnej
dyscypliny, ten rodzaj łagodnej dominacji, trochę patriarchalny, protekcjonalny, ale mimo wszystko byliście poddanymi
Austrii, Wiednia. Wygląda na to, że młodość Malinowskiego
przypadała na okres tych łagodnych rządów i on to doceniał.
Chciałby widzieć świat, w większej skali, rządzony w laki
sposób. Byłby to rodzaj „uniwersalnej monarchii". Wydaje mi
się, że jego idee dotyczące cywilizacji rzeczywiście biorą się
z jego wcześniejszego doświadczenia.
G K H : W tym kontekście moż/ta powiedzieć, że nie był
Polakiem, ale raczej Galicjaninem?
M Y : Tak, Galicjaninem, nie był nacjonalistą. Jednak kiedy
Malinowski był za granicą, w Europie czy Ameryce, nie
mówił o Galicji, nikt by nie wiedział o czym mówi. Wtedy
określał siebie: jestem Polakiem. Raczej był dumny ze swego
polskiego pochodzenia.
G K H : Czy ma Pan jakiś termin, w którym zamierza Pan
zakończyć pracę nad „Dziennikami"?
MY: Chciałbym skończyć w ciągu dwóch lat, ale nie sądzę,
żeby mi się udało, raczej trzech lat, ponieważ ugrzązłem
w polskim okresie jego życia, który jest tak interesujący.
152
Elsie Masson
Ciągle myślę o koncepcji dwóch tomów, co się bierze z czystej
trudności podołania tym wczesnym dziennikom, które nie
były opublikowane. A wczesny etap jego życia jest inte
resujący i wydaje mi się, że jest niezwykle ważne pokazać, jak
on się rozwijał do momentu, kiedy stał się sławnym ant
ropologiem. Jest to coś w rodzaju wieloaspektowego, wieloproblemowego rozwoju, który pokazuje geniusz jego życia,
rozwijania wielu aspektów siebie samego, w tym samym
czasie, włączając w to jego życie miłosne. W końcu jak on dał
radę napisać Życie seksualne dzikich. Coś w tym rodzaju. Co
więcej złożenie tego wszystkiego razem zajmuje sporo czasu,
ale jego wczesne dzienniki są tak bogate, psychologicznie
bogate. Mówią o nim bardzo dużo, tak że ogólnikowe tylko
opracowanie byłoby rodzajem świętokradztwa. Jeżeli bym
tego nie zrobił dokładnie, ktoś później mógłby powiedzieć:
ach ten Young, zmarnował okazję. Już za pierwszym razem
chcę to mieć zrobione dobrze.
G K H : Wiem, że z Polski jedzie Pan do Anglii, czy będzie
tam Pan dalej pracował nad biografią?
MY: W przyszłym miesiącu mam w planie inny projekt
związany z Malinowskim. Podpisałem kontrakt z University
of Chicago Press, aby zrobić książkę z niepublikowanych
dotąd zdjęć Malinowskiego z badań terenowych, 200 zdjęć
z tekstem opisującym, na co mam rok czasu.
G K H : Czy ten zbiór jest duży?
M Y : To jest ok. 800 zdjęć, 200 już było opublikowanych,
ale kontrakt mówi, że tych nie mogę wykorzystywać, czyli
mam ok. 500-600 z których mogę wybierać. Książka jest
częścią serii University of Chicago Press o niepublikowanych
fotografiach sławnych antropologów.
G K H : Życzę więc powodzenia.
Grażyna Kubica-Heller
Wpływ kobiet na życie i dzieło
Bronisława Malinowskiego*
Helen Wayne (Malinowska)
Mój ojciec, Bronisław Malinowski, przez całe życie pozo
stawał pod dużym wpływem kobiet: swojej polskiej matki,
dwóch brytyjskich żon, swoich uczennic oraz kobiet, które nie
były uczennicami lecz łączyła go z nimi intelektualna przyjaźń
i kobiet różnych narodowości, które kochał. Miał także trzy
córki, z których ja jestem najmłodsza.
Zależał od kobiet w niezwykłym stopniu i sądzę, że ta
zależność ma swój początek w jego związku z matką. Należała
do rodzaju kobiet, które zawsze w ciągu dziejów stały za
wybitnymi mężczyznami: wspierających i poświęcających
się.
Nazywała się Józefa Łącka, a w roku 1883 w wieku lat 35
poślubiła Lucjana Malinowskiego, profesora filologii sło
wiańskiej uniwersytetu w Krakowie, w południowej Polsce.
Było to w czasie, kiedy Polska była pod zaborami, a ta część
kraju - Galicja - stanowiła na pół autonomiczny kraj monar
chii austro-węgierskiej.
W rok po ślubie, tej parze, będącej już niemal w średnim
wieku, urodziło się jedyne dziecko - Bronisław Kasper,
zdrobniale Bronek lub Bronio.
Broniowi (tego zdrobnienia używał przez całe życie)
bliższa była rodzina matki niż Malinowscy, tak jak nieporów
nanie bliższa mu była matka niż ojciec. Bronio rzadko
opowiadał angielskim przyjaciołom o ojcu, chociaż był on
* Artykuł drukujemy za uprzejmą zgodą Autorki. Pierwodruk
.Journal of the Anthropological Society of Oxford" V o l . X V , no.
3 Michaelmas 1984
wybitnym uczonym w dziedzinie filologii słowiańskiej, czło
wiekiem z którego można być dumnym. Naówczas był dobrze
znany w polskich i niemieckich kręgach akademickich, nie
tylko jako filolog lecz również jako etnograf badający Śląsk.
We współczesnej nauce polskiej jest doceniany zarówno on,
jak i jego dzieło.
Audrey Richards opowiadała mi, że Bronio często wyrażał
się o ojcu lekceważąco, mówiąc, że był on surowy, sztywny
i nie próbował zrozumieć swego syna. Trudno mi się do tego
ustosunkować, gdyż nic pamiętam żeby kiedykolwiek, gdy
byłam dzieckiem, wspominano mojego polskiego dziadka; na
pewno o nim mówiono, ale ja tego nie pamiętam; natomiast
polska babcia była naprawdę „obecna" w naszej rodzinie.
Nigdy jej nie znałyśmy, ponieważ zmarła na rok przed ślubem
naszych rodziców.
Była kobietą o wybitnym intelekcie, wielkiej determinacji
i całkowitym poświęceniu dla swego uzdolnionego syna. Jak
ukazują zdjęcia, była przystojną, młodą kobietą o wąskiej,
spiętej gorsetem, talii i kręconych włosach. Z wiekiem utyła,
siwe włosy nosiła gładko zaczesane w ciasny kok, lecz
zachowała swą wyprostowaną postawę, piękną twarz, grube
brwi, przenikliwe oczy i duże, ładnie wykrojone usta.
Lucjan Malinowski zmarł na skutek ataku serca w wieku 58
lat, kiedy Bronisław (który zresztą miał umrzeć w ten sam
sposób w tym samym wieku) miał 14 lat. Rodzina Malinows
kich mieszkała na terenie krakowskiego uniwersytetu lecz
wdowa i syn musieli opuścić ten dom i później mieszkali
w różnych mieszkaniach w centrum Krakowa.' Mieli ciągłe
153